Michał Kruszona

Opublikowano: 21 lipiec 2012

Urodził się 11 lipca 1964 r. w Poznaniu. Podróżnik, historyk, muzeolog, absolwent Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, ukończył studia podyplomowe w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Pracuje w Muzeum – Zamek Górków w Szamotułach. Wcześniej pracował jako nauczyciel historii, sprzedawca, dziennikarz „Głosu Wielkopolskiego” oraz w Domu Pomocy Społecznej dla mężczyzn niepełnosprawnych umysłowo. Publikował między innymi w miesięcznikach „Zwierciadło” i „W drodze”. Poszukuje dialogu między kulturami, prawdziwych bohaterów i miejsc znaczonych historią. Autor książek i esejów: „Rumunia. Podróże w poszukiwaniu diabła” (ponad 15 tys. sprzedanych egzemplarzy), „Kulturalny atlas ptaków”, „Huculszczyzna. Opowieść kabalistyczna”, „Uganda. Jak się masz, muzungu?”, „Czarnomorze. Wzdłuż wybrzeża, w poprzek gór” (za którą otrzymał nagrodę im. Arkadego Fiedlera – Bursztynowy Motyl 2013), „Kawior astrachański” oraz „Reifstein albo Podróż Trzech Króli”.

 

 

 

 

Michał Kruszona opowie w Radzyniu o Ugandzie

Radzyńskie Stowarzyszenie Inicjatyw Lokalnych oraz Szkolne Koło Krajoznawczo-Turystyczne PTTK nr 21 przy I LO w Radzyniu Podlaskim zapraszają na spotkanie z podróżnikiem Michałem Kruszoną. Odbędzie się ono 21 lipca w radzyńskiej Bibliotece Pedagogicznej (ul. Sitkowskiego 1). Początek o godzinie 17.00.

 

 

Michał Kruszona jest historykiem, podróżnikiem,  muzeologiem, dyrektorem Muzeum - Zamek Górków w Szamotułach, a także autorem kilku książek i esejów, m.in.: „Rumunia. Podróże w poszukiwaniu diabła” (2007), „Kulturalny atlas ptaków” (2008), „Huculszczyzna. Opowieść kabalistyczna” (2010) czy „Uganda. Jak się masz, muzungu?” (2011). Właśnie relacja z podróży do Ugandy będzie tematem spotkania w Radzyniu. Michał Kruszona w przystępny i interesujący sposób opowie o swoich doświadczeniach i przygodach, które przeżył w tym kraju. Jego wizyta w Ugandzie przebiegała na zasadzie „jak najbliżej zwykłych ludzi”. Unikał miejsc typowo komercyjnych dla turystów, luksusowych hoteli czy drogich rezerwatów stworzonych niejednokrotnie pod gości „z zachodu”.

Spotkanie z Michałem Kruszoną, któremu będzie towarzyszył pokaz slajdów, zainauguruje cykl imprez pod nazwą „Radzyńskie Spotkania z Podróżnikami”.

 

Data publikacji: 02.07.2012 r.

 

 

O Ugandzie w Radzyniu

Na zaproszenie Szkolnego Koła Krajoznawczo-Turystycznego PTTK nr 21 przy I LO oraz Radzyńskiego Stowarzyszenia Inicjatyw Lokalnych, w sobotę 21 lipca, Radzyń Podlaski odwiedził podróżnik Michał Kruszona. W spotkaniu, które odbyło się w bibliotece pedagogicznej, wzięło udział czterdzieści osób. Tym samym zainaugurowano cykl imprez pod nazwą „Radzyńskie Spotkania z Podróżnikami”.

 

 

Michał Kruszona jest historykiem, podróżnikiem,  muzeologiem, dyrektorem Muzeum - Zamek Górków w Szamotułach, a także autorem kilku książek i esejów, m.in.: „Rumunia. Podróże w poszukiwaniu diabła” (2007), „Kulturalny atlas ptaków” (2008), „Huculszczyzna. Opowieść kabalistyczna” (2010) czy „Uganda. Jak się masz, muzungu?” (2011). Właśnie relacja z podróży do Ugandy była tematem spotkania w Radzyniu. Michał Kruszona w przystępny i interesujący sposób opowiedział o swoich doświadczeniach i przygodach, które przeżył w tym kraju. Jego wizyta w Ugandzie przebiegała na zasadzie „jak najbliżej zwykłych ludzi”. Unikał miejsc typowo komercyjnych dla turystów, luksusowych hoteli czy drogich rezerwatów stworzonych niejednokrotnie pod gości „z zachodu”.

Podczas spotkania był też był czas na pytania, których padło bardzo wiele. Radzyniaków interesowały różne kwestie, m.in. te dotyczące sposobu porozumiewania się, kosztów zorganizowania takiej wyprawy czy też pozycji społecznej mężczyzn i kobiet. Dodatkowo każdy mógł nabyć książki Michała Kruszony, jak również uzyskać okolicznościową dedykację.

Robert Mazurek

 

 

Data publikacji: 23.07.2012 r.

 

 

Afryka urzeka, ale może też przerazić

Wywiad Roberta Mazurka z podróżnikiem Michałem Kruszoną

 

 

Do Radzynia przyjechałeś z opowieściami o Ugandzie. Dlaczego akurat Afryka? Co było dla Ciebie inspiracją do zorganizowania wypraw na ten kontynent?

Być może zabrzmi to mało przekonująco, ale do Afryki pojechałem przez... przypadek. Zadzwonił do mnie kolega ze Szczecina z pytaniem, czy nie pojechałbym z nim do Afryki. Nie planowałem podróży na ten kontynent, ale jeśli już nadarzyła się okazja przebywania przez dłuższy czas z dawno niewidzianym przyjacielem, do tego z dala od Polski, całkowicie „na wariackich papierach”, odpowiedź mogła być tylko jedna. Ze swojej strony zaproponowałem Ugandę. Jeśli już mamy jechać, to niech to będzie prawdziwe serce Afryki: kraj z niezwykłą przyrodą, pełen afrykańskich plag, od malarii i AIDS, po konflikty, spuściznę po dyktatorze, jakim był Idi Amin i z najsmutniejszą biedą Afryki, jaką są bezdomne dzieci. Tak było za pierwszym razem, za drugim, pół roku później, jechaliśmy już do naszych ugandyjskich przyjaciół.

Co najbardziej zaskoczyło Cię podczas pierwszego wyjazdu do Ugandy?

Owe „biedy Afryki”. Wspomniana bezdomność dzieciaków w Kampali, slumsy pełne ludzi dorywczo pracujących, krzątających się jak w mrowisku. Kampala zmieniła się od czasu Kapuścińskiego, który pisał o jej mieszkańcach siedzących w marazmie i bez celu. Dzisiaj wszyscy za czymś biegają, to sprzedając, to proponując różne usługi, choćby czyszczenie butów czy przeniesienie bagażu. To bardzo pozytywna zmiana. Ludzie są ambitni i chcą pracować. Z pierwszych wrażeń nie zapomnę też kampingu w stołecznej dzielnicy Bugolobi. Wchodziło się tam przez wysoką żelazną bramę, do tego ogrodzony był drutem kolczastym, przy bramie stał strażnik z bronią w ręku. Było to dość szokujące, ale trwało tylko chwilę. Mieszkańcy miasta okazywali się bez wyjątku życzliwi i gościnni. Pierwsze wrażenie zatarło się po kilkunastu godzinach. Później, gdy dalej wędrowaliśmy w głąb Ugandy były już same urzeczenia, zarówno ludźmi jak i przyrodą.

Podczas radzyńskiego spotkania wspomniałeś, że niektórych faktów o Ugandzie nie pozna się w mediach, a można wiedzę o nich zdobyć jedynie z pierwszej ręki. Czego dowiedziałeś się w ten sposób?

Czytanie o afrykańskiej biedzie, a zajrzenie jej w oczy np. w ośrodku dla chorych na AIDS w Masace, to dwie różne rzeczy. Afryka urzeka, ale może też przerazić, gdy spotka się na drodze ludzkie zwłoki, które robią wrażenie tylko na przybyszach z zewnątrz i tak leżą do wieczora, aż ktoś łaskawy je pochowa, ot najlepiej niedaleko tuż obok miejsca, gdzie leżały. Ponad wszystko dowiedziałem się, co bardzo mnie zaskoczyło, że prości, biedni ludzie w wioskach takich jak Kakooge, potrafią mieć dla gości otwarte serca, chcąc pokazać wszystko, co mają, a jest tego niewiele. Zdarzają się i tacy, którzy nie mają nic albo tylko plastikową miskę na wodę.

Pisząc o Afryce często opisuje się ją albo od konfliktu do konfliktu, albo co mnie osobiście drażni, jako sielską krainę pełną słoni i innych dzikich zwierząt. Tymczasem zdecydowana większość mieszkańców afrykańskiego miasta, a także wiosek nigdy nie widziała słonia czy lwa. Dla mnie prawdziwa Afryka znajduje się nie na sawannie, lecz w biednych domach i w ludzkich duszach, często pełnych goryczy i poczucia krzywdy.

Będąc w Ugandzie na pewno smakowałeś regionalnej kuchni. Jak polskie podniebienie reaguje na afrykańskie potrawy?

Mam zaprawiony żołądek, rzadko miewam z nim problemy a i podniebienie niezbyt wybredne. Przemierzając Ugandę z miejsca na miejsce jedliśmy to, co było pod ręką. Na wyspach Ssese na jeziorze Wiktorii były to głównie ryby, w wioskach kozina, czasem kurczak, do tego ryż i kasava. Ta ostatnia rzeczywiście trudna jest do przełknięcia. Zawiera tak dużo skrobi, że klei się do podniebienia. Wszystko, co jedliśmy, było ostro doprawione miejscowymi ziołami. To wbrew pozorom nie jest codzienna dieta Ugandyjczyków, mięso je się tam od wielkiego święta, nas po prostu było na nie stać. Cena takiej „luksusowej” potrawy nie przekraczała trzech-pięciu dolarów, czyli dziesięciu-piętnastu złotych. Nigdy nie odmawialiśmy poczęstunków, nawet tych szalonych jak prażone owady. Hm, może nie było to do końca rozsądne, dla pewności, zgodnie z zaleceniami pewnego polskiego lekarza, dzień kończył się zazwyczaj sporym łykiem whisky. Jak nie było innej, to afrykańskiej.

Czy Europejczykowi łatwo zaaklimatyzować się w Afryce? Mam na myśli nie tylko upały, ale również tamtejszy styl życia.

Myślę, że nie ma reguły. Spotkałem kilku białych, którzy osiedlili się w Ugandzie, wyglądali na szczęśliwych. Myślę, że najbardziej im doskwiera pewna tymczasowość: w Afryce nie warto nic planować, można się bowiem bardzo rozczarować. Co mnie zaskakiwało, to stosunek do czasu, liczy się tylko czas przeszły i teraźniejszy. – Kiedy przypłynie prom? – takie pytanie zadane nad jeziorem Wiktorii budziło zdziwienie. Jak przypłynie to będzie, nie warto się niecierpliwić, lepiej położyć się w cieniu bananowca i zdrzemnąć.

Jak powszechnie wiadomo, podróże kształcą. Czego Ciebie nauczyła Afryka?

To powszechna prawda. I nie jest to żaden truizm: kształcą i to bardzo. Chciałbym powiedzieć, że nauczyła mnie szacunku dla biednych ludzi, ale wydaje mi się, że tę cechę posiadłem już dawno temu. Nabyłem ją podczas peregrynacji po rumuńskich Karpatach. Potwierdziła się moja podróżnicza zasada, która mówi, że gdziekolwiek się jest, należy pamiętać o tym, że jest się gościem i narusza się czyjąś prywatność, czasem wręcz intymność. To bardzo ważne podczas robienia zdjęć, których robię sporo i często są na nich ludzie. Nie strzelaj z aparatu na oślep, najpierw podejdź, zagadaj, uściśnij dłoń, nawet tę brudną, a jeśli się nie da, to choćby się uśmiechnij i tak przełamujesz pierwszą barierę.

Zatem Afryka nauczyła mnie szacunku i potwierdziła zasadę, że ludzie z natury są dobrzy. Deprawują nas często politycy i media, w pełnej konfliktów Afryce jest to widoczne niczym w soczewce. Łatwo tam manipulować ludźmi i – co strasznie boli – także dziećmi wykorzystywanymi nie tylko do niewolniczej pracy, ale także do noszenia broni i zabijania.

Na podstawie swoich przeżyć napisałeś książkę „Uganda. Jak się masz, muzungu?” Czy możesz coś więcej o niej powiedzieć?

To ciężkie zadanie. Powiem to, o czym już wspomniałem: nie jest to książka o dzikich zwierzętach, choć też w niej takie występują, nie jest o wojnie w Ugandzie, choć też ona w książce jest. Mam nadzieję, że jest o zwykłych ludziach uwikłanych w afrykańską codzienność. Przeczytałem niedawno powieść Patricka Bensona pt. „Lecz zabije rzeka białego człowieka”. Jest w niej prawdziwa Afryka, mało romantyczna, bez zachodów słońca nad sawanną lecz taka, jaką widzą na co dzień Afrykańczycy. Osobiście buntuję się wobec wszelkich przejawów bezkrytycznych zachwytów nad Afryką. Ugandyjczycy chcą, abyśmy widzieli ich takimi, jakimi są naprawdę – zmagających się z niełatwą codziennością.

Czy planujesz już kolejną wyprawę?

Oj, tak! W zeszłym roku byłem nad Wołgą, można mnie też spotkać w rejonie Morza Czarnego, od Rumunii po Gruzję. O tym regionie chcę napisać w następnej książce: „Czarnomorze. Wzdłuż wybrzeża, w poprzek gór”. Zimą planuję... opowiem gdy wrócę.

Dziękuję za rozmowę.

 

Data publikacji: 30.07.2012 r.

 

 

obraz018
obraz005
obraz006
obraz015
obraz020
obraz022
obraz024
obraz027
obraz029
obraz031
obraz032
obraz034
obraz036
obraz039
obraz044
obraz049
obraz051
obraz052
obraz061
obraz062
obraz063
obraz064
obraz066
obraz070
obraz073
obraz074
obraz075
obraz078
obraz080
obraz081
obraz084
obraz086
obraz087
obraz088
obraz090
obraz092

 

 

 

 

„Reifstein albo Podróż Trzech Króli”

Rok wydania: 2017

 

 

Andrzej, pochodzący z małego miasteczka Reifstein, jak tysiące Wielkopolan trafia na front pierwszej wojny światowej. Chęć zysku okazuje się dla niego ważniejsza od narodowej solidarności i Andrzej staje się denuncjatorem jednego z polskich towarzyszy broni. W nagrodę za wzorową postawę pruskiego żołnierza zostaje zabrany z frontu i skierowany do Iłowej, do majątku księcia Hochberga. Stamtąd, poprzez Rumunię i Turcję, jedzie do Afryki, gdzie ma dbać o interesy Hochberga. Tak zaczyna się jego podróż...

Źródło: http://www.zysk.com.pl/

 

„Kawior astrachański”

Rok wydania: 2013

 

 

„Kawior astrachański” Michała Kruszony to historia kryminalna, której głównym bohaterem jest Polak, płatny zabójca, pragnący ułożyć sobie życie od nowa w Astrachaniu w Rosji. Wplątuje się tam jednak we współpracę z miejscowym półświatkiem, czego w pewnym momencie zacznie bardzo żałować...

Książka Michała Kruszony trzyma nas cały czas w napięciu. W wartką akcję autor co jakiś czas wplata anegdoty i ciekawostki o historycznym i współczesnym Astrachaniu, mieszkańcach tamtego regionu, religii, która tam obowiązuje, jak i opisuje współczesną Rosję. Znajdziemy tu również 80 fotografii ilustrujących opowieść oraz poznamy przepisy kulinarne pochodzące z tamtej części świata.

Źródło: http://www.edipresse.pl/

 

„Czarnomorze. Wzdłuż wybrzeża, w poprzek gór”

Rok wydania: 2012

 

 

Bywając w Rumunii, wielokrotnie zadawałem sobie pytanie: a gdyby tak pojechać dalej? Myśl ta była niezwykle kusząca, ciekawość tego, co spotkam po drugiej stronie morza, ogromna.

Podróżować można w przestrzeni, ale też, co w moim przypadku jest odczuwalną koniecznością, w głąb czasu, a i to mało. Przyglądanie się ludziom, temu, co gra w ich duszach, w co wierzą, czego się boją, z jakiej tradycji utkali swoje życie, to dla mnie nieodłączne składniki podróżowania. Duchy zapomnianych bohaterów sprzed kilku lat i sprzed wieków towarzyszą mi podczas wszystkich wyjazdów, inspirują do opisywania tego, czego na pierwszy rzut oka nie sposób dostrzec. Spotykam je na starych podwórkach, w rzadko przez turystów odwiedzanych miastach, na zarośniętych cmentarzach. Przemawiają do mnie z pożółkłych fotografii wiszących na ścianach stuletnich domów. Tak powstała ta książka, rzeczywista i nierzeczywista. Wymyślona, ale i oddająca to, co spotkało mnie osobiście. Zachęcam do poszukiwania, często bardzo nam bliskich, duchów Czarnomorza.

Michał Kruszona

Źródło: http://www.zysk.com.pl/

 

„Uganda. Jak się masz, muzungu?”

Rok wydania: 2011

 

 

Michał Kruszona dzielił ze mną trudy i radości podróży po Ugandzie. Obserwowałem go czasami wieczorami, kiedy pochylony nad notesem wielkości szkolnego zeszytu, często popijając przy tym ugandyjską Waragi i zaciągając się dymem lokalnych papierosów Sportsmen, robił swoje - jak mówił - notatki do książki. Skupiony, w cieniu równikowego słońca, pośród odgłosów przyrody, przypominał mi dziewiętnastowiecznego pisarza. Zajrzałem przez ramię do jego notatnika, nosił go zawsze ze sobą. Wśród dziwnych znaków, liter i wyrazów dojrzałem narysowanego węża pełzającego pod łóżkiem w naszej drewnianej budzie nad Jeziorem Wiktorii. Nad jeziorem Bunyonyi zaklął siarczyście i głośno, kiedy hałasująca gdzieś w oddali kosiarka do trawy (!) widocznie zakłócała jego skupienie, nie pozwalając mu dalej pracować. Potrafił jednak notować w zatłoczonym matatu, w starej, rozpadającej się taksówce i wieczorem na byle jakim łóżku. Efektem tej pracy jest opis przygód, wrażeń i emocji, jakie towarzyszyły nam w podróżach do Ugandy, gdzie obaj zostawiliśmy trochę serca. Było to nieuniknione, bo Afryka naprawdę kradnie serca.

Michał Kruszona, w swoim pisaniu, wychodzi daleko poza parki narodowe, afrykańską biedę i inne stereotypy, opisując Ugandę bez biura podróży. 

Robert Swornowski

Źródło: http://www.zysk.com.pl/

 

„Huculszczyzna. Opowieść kabalistyczna”

Rok wydania: 2010

 

 

To książka o krainie legendarnej. Pięknych górach i jej dumnych mieszkańcach mówiących po ukraińsku, polsku, w jidysz, po niemiecku i węgiersku. Ludziach, którzy urodzili się w Austro-Węgrzech, dorastali w międzywojennej Polsce, w dorosłe życie wkraczali pod niemiecką okupacją a umierali w Związku Radzieckim lub, jak nieliczni spośród nich, na niepodległej Ukrainie. Powiaty Nadwórniański i Kołomyjski położone na samych krańcach Drugiej Rzeczpospolitej, widziane z blisko stuletniej perspektywy, to prawdziwa kraina legend wyrastających z życia na krawędzi pomiędzy ludzką dolą, a dziką naturą. Wszystko to z Panem Bogiem w tle. Blade odbicie tej krainy odnajdujemy dziś, wędrując po Gorganach i Czarnohorze.

Polskich? Ukraińskich? A może uniwersalnych, należących do światowego dziedzictwa, niczym tropikalny las, będący własnością wszystkich ludzi, podobnie jak mitologia Greków i Rzymian. Poznawanie tej krainy za sprawą starych fotografii jest dla mnie nieustannie frapującą podróżą w przeszłość.

Autor

Źródło: http://www.zysk.com.pl/

 

„Kulturalny Atlas Ptaków”

Rok wydania: 2008

 

 

Ta książka mnie zauroczyła i zawstydziła. Po jej lekturze można by powiedzieć, że człowiek pochodzi od ptaka. Nie zszedł, ale sfrunął z drzewa. Ptasi gen przenika człowieka. Zatem jest oczywiste, że wszystko, co w naszym życiu istotne, piękne, śmieszne i przerażające opisywaliśmy ptasim piórem. A wstyd mi, bo książka ta uświadamia, jak potwornie malutko wiem o skrzydlatych braciach, chociaż tak je miłuję. Ale mając pod ręką Kulturalny atlas ptaków Kruszony, czuję się bezpieczniej. To wspaniałe remedium na ornitologiczny analfabetyzm.

Jan Grzegorczyk, autor „Przypadków księdza Grosera”

Źródło: http://www.zysk.com.pl/

 

„Rumunia. Podróże w poszukiwaniu diabła”

Rok wydania: 2007

 

 

„Szczegółowe badania grobu poczyniono w 1933 roku. Ku zaskoczeniu naukowców znaleziono w miejscu pochówku Drakuli kości konia, a między nimi pierścień władcy, który wedle przypuszczenia należał do Vlada Tepesza. Ta udokumentowana historia dodała jeszcze smaczku niezwykłej legendzie, która pobudza wyobraźnię milionów ludzi na świecie.”

„Kresy zawsze mnie fascynowały. Książka Kruszony to jedna z najbardziej uroczych i tajemniczych wypraw, w jakie się wybrałem. Nie mam już teraz wątpliwości, że kresy Europy leżą w Rumunii. Tutaj magia, mistycyzm i cywilizacja bizantyjsko-łacińska stworzyły unikalny kulturowy tygiel. Z niego wyrasta drzewo dobra i zła naszej europejskiej kultury. Kruszona spotyka współczesne reinkarnacje demona Drakuli i ludzi niezwykle otwartych i przyjaznych. Pełnych naturalnej, pierwotnej godności. To oni wyzwalają chęć powrotu.”

Tadeusz Zysk, Wydawca

Źródło: http://www.bibliotekapoznajswiat.pl/