Michał Woroch

Michał Woroch – urodził się 27 czerwca 1984 r. w Janowcu Wielkopolskim. Podróżnik, fotograf, wydawca oraz twórca projektu Wheelchairtrip. Absolwent grafiki projektowej na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Od 2004 r. porusza się na wózku inwalidzkim. Laureat wielu nagród, w tym m.in. nagrody Kolosy 2019 w kategorii „Wyczyn Roku” oraz Travelery 2018 w kategorii „Podróż Roku”. Organizator projektów podróżniczo-fotograficznych, w ramach których dotarł między innymi do Mongolii, Indii, na Spitsbergen i do większości państw obu Ameryk. Relacje i zdjęcia z jego podróży ukazały się w polskiej oraz zagranicznej prasie, między innymi w takich tytułach jak: National Geographic, Adventure Journal, Explorersweb, Traveler, Podróże, Globetrotter, Zwierciadło i Duży Format.

W 2016 r. razem z Maciejem Kamińskim (również poruszającym się na wózku) rozpoczął projekt przejechania specjalnie przygotowanym Landroverem Defenderem z Ziemi Ognistej na Alaskę. Pomimo wszystkich przeciwności ruszył w podróż życia, przemierzając tysiące kilometrów bezdrożami Ameryki Południowej. Białe piaski pustyni Atacama, rejs Amazonką do serca dżungli – Iquitos, tonięcie w błocie, tropikalne choroby, eksplozje silnika i jeden cel: udowodnić, że można pokonać tę morderczą trasę będąc niepełnosprawnym. Wyprawa trwała 371 dni a przygotowywania do niej i budowa samochodu ponad 2 lata. Podczas niej przejechali 65 000 km i odwiedzili 15 państw. Z wyprawy powstała książka pt. „Krok po kroku. Z Ziemi Ognistej na Alaskę” (2019).

 

Krok po kroku z Michałem Worochem

Gościem 31. edycji „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami” będzie Michał Woroch, autor książki „Krok po kroku. Z Ziemi Ognistej na Alaskę”. Cierpiący od lat na zanik mięśni podróżnik, wraz ze swoim kolegą (obaj na wózkach inwalidzkich) przejechał obie Ameryki. Zbudował specjalny samochód, z windą, dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych. Podróżnik opowie w Radzyniu o jasnych i ciemnych stronach wyprawy, o przełamywaniu barier, niełatwej współpracy z własnym ciałem, przekraczaniu granic wytrzymałości i odwadze. Spotkanie odbędzie się w piątek 17 lipca. O godz. 17.00 Michał Woroch odsłoni swoją tabliczkę na Skwerze Podróżników, a o 18.00 spotka się z mieszkańcami miasta i powiatu w sali kameralnej Radzyńskiego Ośrodka Kultury (ul. Jana Pawła II 4). Wstęp wolny.

W 2016 r. Michał Woroch rozpoczął projekt przejechania specjalnie przygotowanym Landroverem Defenderem z Ziemi Ognistej na Alaskę. Pomimo wszystkich przeciwności ruszył w podróż życia, przemierzając tysiące kilometrów bezdrożami Ameryki Południowej. Białe piaski pustyni Atacama, rejs Amazonką do serca dżungli – Iquitos, tonięcie w błocie, tropikalne choroby, eksplozje silnika i jeden cel: udowodnić, że można pokonać tę morderczą trasę będąc niepełnosprawnym. – Wyprawa trwała 371 dni a przygotowywania do niej i budowa samochodu ponad 2 lata. Podczas niej przejechał 65 000 km i odwiedził 15 państw. Z wyprawy powstała książka pt. „Krok po kroku. Z Ziemi Ognistej na Alaskę” – powiedział nam Robert Mazurek, na którego zaproszenie Michał Woroch odwiedzi Radzyń.

Michał Woroch urodził się 27 czerwca 1984 r. w Janowcu Wielkopolskim. Podróżnik, fotograf, wydawca oraz twórca projektu Wheelchairtrip. Absolwent grafiki projektowej na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Od 2004 r. porusza się na wózku inwalidzkim. Laureat wielu nagród, w tym m.in. nagrody Kolosy 2019 w kategorii „Wyczyn Roku” oraz Travelery 2018 w kategorii „Podróż Roku”. Organizator projektów podróżniczo-fotograficznych, w ramach których dotarł między innymi do Mongolii, Indii, na Spitsbergen i do większości państw obu Ameryk. Relacje i zdjęcia z jego podróży ukazały się w polskiej oraz zagranicznej prasie, między innymi w takich tytułach jak: National Geographic, Adventure Journal, Explorersweb, Traveler, Podróże, Globetrotter, Zwierciadło i Duży Format.

Na 31. edycję „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami” zaprasza Burmistrz Radzynia Podlaskiego Jerzy Rębek oraz Starosta Radzyński Szczepan Niebrzegowski, a także organizatorzy: Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik” i Radzyński Ośrodek Kultury. Sponsorami wydarzenia są: firma drGerard, Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych i Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Radzyniu Podlaskim. Spotkanie dofinansowane jest też ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu „Kultura w sieci”. Patronat nad spotkaniem objął ogólnopolski miesięcznik „Poznaj Świat” oraz portal Kocham Radzyń Podlaski i Telewizja Radzyń.

 

Data publikacji: 01.07.2020 r.

 

 

W podróżowaniu ważne jest nie tylko dotarcie do celu

Jednym z aspektów „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”, powodujących, że cieszą się one niezwykłą popularnością, jest nieustanne zaskakiwanie – nie tylko celem podróży, egzotyką odwiedzanych miejsc, ale także – sposobem podróżowania. Michał Woroch, który był gościem 31. edycji Spotkań, porusza się na wózku inwalidzkim, również rąk nie ma w pełni sprawnych i silnych. Wraz z kolegą – również poruszającym się na wózku, wybrali się w samotną, miejscami karkołomną wyprawę wzdłuż dwóch Ameryk: od Ziemi Ognistej po Alaskę. O tej wyprawie podróżnik opowiadał 17 lipca 2020 r. w Radzyńskim Ośrodku Kultury.

 

 

Radzyń będzie głęboko w moim sercu, będę tu wracał jak do siebie

Wcześniej na Skwerze Podróżników odbyło się uroczyste odsłonięcie tabliczki Michała Worocha. Podróżnik z rąk wicestarosty Michała Zająca odebrał też pamiątkowy medal „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami” potwierdzony certyfikatem. – W ten sposób będę tu stale obecny. Z podróży wraca się do siebie, do domu. Teraz będę miał więcej takich miejsc, gdzie będę się czuł u siebie. Radzyń Podlaski będzie głęboko w moim sercu, będę chciał tu przyjeżdżać, będę tu wracał jak do domu – mówił podróżnik po odsłonięciu tabliczki.
Na spotkaniu medalem uhonorowany został również Mirosław Piasko regularnie dokumentujący „Radzyńskie Spotkania z Podróżnikami”.

Żmudne przygotowania

Do takiej podróży trzeba się było przygotować: przede wszystkim mieć odpowiedni do zmieniających się warunków terenowych, wielofunkcyjny pojazd, dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych. Wybór padł na Landrovera Defendera. Oczywiście pojazd był używany. Ponad dwa lata trwało dostosowywanie, ulepszanie samochodu. Potrzebne były m.in. dwie windy do podnoszenia wózków na wysokość siedzeń w aucie i dachu, wyciągi, np. do podnoszenia maski samochodu, przerobienie pompy wspomagania kierownicy i hamulców, prądu, na dachu znalazł się taras, który służył jako dogodny punkt obserwacyjny oraz sypialnia w namiocie dla jednego podróżnika. Wewnątrz kuchnia i łazienka. Były to zmiany ważące wiele (dosłownie), bo ponad tonę.

Drugi kierunek przygotowań to wiedza i umiejętności przydatne w podróży. Temu służyły dyskusje na forach internetowych, udział w zlotach. Trzecia sprawa to zbieranie funduszy na podróż. Pomogli przyjaciele, którzy zorganizowali zrzutkę publiczną w internecie – imiona i „ksywki” wszystkich darczyńców znalazły się na karoserii samochodu wypisane złotym markerem.

Rzucili się na głęboką wodę

Wyprawa, podczas której niepełnosprawni podróżnicy przejechali 65 000 km i odwiedzili 15 państw, trwała 371 dni. Podczas morderczej podróży udowodnili, że są nie do zdarcia – silniejsi od Landrovera. To z powodu trzech wybuchów silnika musieli przerwać podróż na kilka miesięcy, choć sami przechodzili choroby tropikalne i wysokościowe, kontuzje, kryzysy fizyczne i psychiczne. Musieli sobie poradzić z utrudnieniami spowodowanymi przez niepełnosprawność – począwszy od skomplikowanego procesu wsiadania i wysiadania z samochodu (samo słuchanie o czynnościach z tym związanych przyprawiało o zawrót głowy), poprzez codzienną toaletę, higienę osobistą, zakupy, gotowanie posiłków, noclegi głównie w samochodzie – i to zarówno dla obniżenia kosztów jak i dlatego, że w wielu miejscach nie było hoteli przystosowanych dla niepełnosprawnych... A i droga sprawiała problemy – trasa nie zawsze wiodła cywilizowaną jezdnią. Podczas gdy w poruszaniu się wózkiem barierami trudnymi do pokonania są krawężniki, schody, nierówne chodniki – wspinali się po skalistych drogach na wysokość ok. 5 tys. m n.p.m., jechali przez pustynię Atacama, grzęźli w błocie, odbyli rejs Amazonką do serca dżungli – Iquitos. Docierali do miejsc, gdzie tubylcy po raz pierwszy widzieli „gringo”.

Jaki był cel wyprawy, borykania się z problemami, które byłyby trudne także dla sprawnych i zdrowych? – Udowodnić, że można pokonać tę morderczą trasę będąc niepełnosprawnym – mówił Michał Woroch. – W podróżowaniu ważne jest nie tylko dotarcie do celu. Celem jest też podróż sama w sobie. W głąb lądu, w głąb samego siebie. Podróż jest zawsze nauką – o sobie i o relacjach z innymi ludźmi. Jako na osoby niepełnosprawne czeka nas na pewno wiele trudności, które chcemy pokonać, bo pasja do podróżowania jest kwestią umysłu, a nie ciała. Realizując ten projekt, chcieliśmy pokazać osobom niepełnosprawnym, jak i pełnosprawnym, że nie ma rzeczy niemożliwych. Chęć odkrywania nowych dla nas Światów jest ważniejsza niż trud podróży, ten trud jest tylko jej elementem, nie przeszkodą. Przeszkody tworzymy sobie sami – brakiem wiary, wyobraźni i chęci motywowania samego siebie – napisał Michał Woroch na stronie projektu Wheelchairtrip.

– Psychicznie najtrudniejszy moment nastąpił, gdy z łatwych krajów wjechaliśmy do trudnego. Była noc sylwestrowa, jesteśmy na wysokości ponad 4 tys. m n.p.m., na pustyni solnej. Maciek pyta: Po co tu jesteśmy, zamiast siedzieć w domu? Ale przybiliśmy piątkę, następnego dnia ruszyliśmy dalej, już bez zwątpień – wspominał podróżnik.

Tak blisko celu...

Trudy i przeciwności były nagradzane niezwykłymi przeżyciami, które nadają sens wysiłkom. – Nagle znajduje się człowiek na półwyspie, z którego gołym okiem widać wieloryby, gdzie słonie morskie przechodzą i wyją – mówił Michał Woroch. Albo gdy po deszczu wspięli się na górę, zatrzymali się na półce skalnej, aby z tarasu na samochodzie patrzeć na potężny lodowiec. Albo gdy spojrzeli w głąb kanionu Colca – najgłębszego kanionu świata.

Podróż po Ameryce Południowej rozpoczęła się w Buenos Aires, gdzie po kilku przesiadkach na lotniskach wylądowali podróżnicy i dokąd statkiem dotarł samochód. Dalej było 3 tys. km samochodem na południe do Ziemi Ognistej drogą wiodącą przez pampę – „szarozieloną, czasem płową równinę”. Właściwy start wyprawy nastąpił z najdalszego Południa – z Ushuai na Ziemi Ognistej, miasta uważanego za wysunięte najbardziej na kuli ziemskiej. W Ameryce Południowej droga wiodła przez Andy, pustynię Atacama. Michał Woroch spełnił swoje marzenie, jakim był pobyt w sercu dżungli - 400-tysięcznym mieście Iquitos, do którego nie można dotrzeć lądem – więc podróżnicy dotarli płynąc łodzią po rzece Ukajali. W Ameryce Południowej „zaliczyli” Argentynę, Chile, Boliwię, Peru, Ekwador i Kolumbię. Następnie przez Amerykę Środkową dotarli do Stanów Zjednoczonych. Już podczas przejazdu przez Amerykę Środkową zaliczyli dwie poważne awarie silnika. Gdy wybuchł po raz trzeci – już po zaliczeniu Las Vegas, zdecydowali się na przerwę. Wrócili do Polski z silnikiem, który tu na miejscu zreperowali i wrócili po 10 miesiącach, by w 4,5 miesiąca dokończyć trasę i dotrzeć na Alaskę.

W tej części podróży mieli ze sobą drona, mogli więc więcej sfotografować, droga była wygodniejsza, ale droższa – policja nie pozwalała podróżnikom spędzać nocy w przypadkowych miejscach – kierowała ich na campingi, gdzie nocleg (we własnym samochodzie) kosztował ich 20 dolarów.

Celem podróży była położona nad zatoką Morza Arktycznego osada Prudhoe Bay. Okazuje się, że prywatne samochody nie są tam wpuszczane, teren jest pod opieką armii, więc jest otoczony wysoką siatką, która odgrodziła ich 5 km od celu – wybrzeża Morza Arktycznego. Odpuszczam. Przecież jeśli nawet tam dotrę... to nic to nie zmieni... Pokonaliśmy wszystko, a zatrzymał nas druciany płot. Dojechałem na koniec świata. Nie muszę wjeżdżać do Prudhoe Bay. Już nic nie muszę udowadniać. Może to, że uniemożliwiono nam dokończenie naszej wyprawy sprawi, że nigdy nie będzie miała ona końca i będzie jedną wielką drogą trwającą do końca życia – zastanawiał się Michał Woroch.

I chyba tak się stało, bo na zakończenie mówił o planach kolejnej wyprawy – w Himalaje.

Tradycyjnym podziękowaniem za spotkanie była karykatura podróżnika autorstwa Przemysława Krupskiego, którą Michałowi Worochowi wręczył burmistrz Radzynia Jerzy Rębek.

Anna Wasak

 

 

Data publikacji: 30.07.2020 r.

 

 

W podróży nie mam czasu narzekać na niepełnosprawność

Wywiad Roberta Mazurka z podróżnikiem Michałem Worochem

 

 

Od 17-go roku życia jesteś osobą niepełnosprawną. Jak to jest podróżować na wózku inwalidzkim?

Na początku podróżowanie było dla mnie ucieczką. W Polsce często denerwowałem się, gdy nie mogłem pokonać krawężnika. Wtedy męczyłem się, myślałem, że życie mi się wali. A nie sprawiało mi żadnego problemu, kiedy byłem np. w Mongolii na stepie i nie mogłem przejechać wózkiem nawet centymetra. Cieszyłem się po prostu, że jestem na wyprawie na końcu świata, i nie przejmowałem się swoimi ograniczeniami.

A czy to nie jest tak, że podróżując zapominasz o swoich ograniczeniach?

Dokładnie. Trud ekspedycji i trud życia na wózku w podróży mieszają się ze sobą. W podróży nie mam czasu narzekać na niepełnosprawność. Jest tylko kalejdoskop wrażeń, które wirują wokół mnie.

Jak Twoi najbliżsi zareagowali na wieść o podróży przez dwie Ameryki? Odradzali Ci ją?

Gdy powiedziałem rodzinie o swoim pomyśle, to na początku nie wierzyli, że podróż ta może dojść w ogóle do skutku. Zaczęli się martwić w momencie, kiedy mój pomysł przyjmował realne kształty. Spotykałem się wtedy z ich niechęcią, z rzucaniem kłód pod nogi. Cały czas powtarzali mi, żebym został. Mówili: Gdzie ci będzie lepiej niż tutaj? Z perspektywy czasu wiem, że wynikało to bardziej ze strachu i ich odpowiedzialności za mnie niż ze złych intencji.

Jaki cel był dla Ciebie ważniejszy podczas tej podróży – geograficzny czy pokonania własnych słabości?

Zdecydowanie geograficzny. Bardzo chciałem zobaczyć nowe państwa i miejsca, a przy okazji się sprawdzić. Zauważyłem też, że po wyprawie wiele rzeczy stawało się dla mnie prostszych. Każda podróż okazywała się swego rodzaju terapią.

Podróżowałeś Land Roverem Defenderem rocznik 1996. Czy w jakiś szczególny sposób przygotowywałeś go do tej wyprawy?

Zacznę od tego, że na potrzeby wyprawy kupiłem samochód, do którego nie mogłem wsiąść. A jak już mi się to udało, to nie mogłem go prowadzić. Jednak bardzo chciałem właśnie nim wyruszyć w podróż i zacząłem zastanawiać się, jak go przerobić. Wymieniłem w nim skrzynię biegów na automatyczną, by za pomocą jednej ręki dodawać gazu i hamować. Później dołożyłem wspomaganie kierownicy i hamulca, bo wszystko było dla mnie za ciężkie. Następnie zainstalowałem windę, by nie musiano wkładać mnie do samochodu. Zamarzyłem też o namiocie na dachu i tarasie, dlatego powstała druga winda. Praktycznie do samego wyjazdu samochód był przerabiany i udoskonalany.

To ile – po zamontowaniu tych wszystkich udoskonaleń – zostało w twoim samochodzie pierwotnego Land Rovera?

Właściwie to bardzo dużo. Land Rover jest wdzięcznym samochodem do tego, by coś do niego dokładać. Gdy go kupiłem, ważył 2 tony, a jak ruszaliśmy do Ameryki – 3,1 tony. Wzbogaciliśmy go o wiele udogodnień, a najpoważniejszą modyfikacją była wymiana skrzyni biegów.

Jesteś zadowolony z tego wyboru? Dobrze auto sprawowało się w podróży?

Mimo że samochód psuł się bardzo często, byłem bardzo z niego zadowolony. Przez 2,5 roku poznałem go w najdrobniejszych szczegółach, naprawiałem, modyfikowałem i nie wyobrażałem sobie, by innym autem wyruszyć w taką podróż.

Trudno było znaleźć partnera, który zgodził się na takie szaleństwo?

Z Maciejem Kamińskim byłem już na jednej wyprawie, po zakończeniu której postanowiliśmy, że chcielibyśmy jeszcze gdzieś razem pojechać. Gdy rzuciłem hasło o podróży przez dwie Ameryki, to nawet chwilę się nie zastanawiał nad odpowiedzią. Ustaliliśmy też od razu, że na mojej głowie będzie trud przygotowań do wyprawy, a on przejmie większość obowiązków podczas podróży. Wynikało to z tego, że Maciek jest ode mnie silniejszy fizycznie.
Przez ponad rok spędzaliście ze sobą praktycznie 24 godziny na dobę. Nie powodowało to problemów i animozji? Często zdarzało się Wam pokłócić?
Pokłóciliśmy się tylko 3 razy i przeważnie było to przed posiłkiem (śmiech).

Co dla osoby niepełnosprawnej jest najtrudniejsze w tak długiej podróży?

Bez znaczenia, czy jesteś niepełnosprawny czy pełnosprawny, w podróży najtrudniejsze jest to, że co chwilę spotyka cię coś nowego. Przemierzając świat wcale nie czuję się osobą niepełnosprawną. Świadomość moich fizycznych ograniczeń często mi się zaciera – tak jak dzisiaj podczas mojej podróży do Radzynia i pobytu tutaj: dopiero gdy mi to teraz powiedziałeś, przypomniałem sobie, że jestem niepełnosprawny. Gdy później wracam do domu, to dzięki temu łatwiej jest mi się uporać z problemami, które wcześniej uznawałem za niemożliwe do rozwiązania.

Czy podczas podróży były takie momenty, w których czułeś się bezradny?

Kilka takich momentów było. W pamięci utkwiła mi sytuacja, kiedy przekroczyliśmy granicę między Chile i Boliwią. Drugie z wymienionych państw jest zupełnie niedostosowane do naszych potrzeb – nie miało utwardzonych terenów, przystosowanych łazienek, a do tego jest położone bardzo wysoko. Moja bezradność wynikała głównie ze zmęczenia i osłabienia. Doświadczyłem też psychicznego załamania. Wtedy dotarło do mnie, że przed nami jest jeszcze bardzo dużo kilometrów do pokonania. Nie poddaliśmy się jednak i po przeżytej wśród wątpliwości nocy (sylwestrowej zresztą) zebraliśmy się w sobie i ruszyliśmy dalej.

A czy zdarzyły się sytuacje, w których się bałeś?

Tak, bałem się w momencie, kiedy zakopaliśmy się samochodem w błocie na wysokości 4700 m n.p.m. Poczułem wtedy, że mogę umrzeć. Raz w życiu miałem takie uczucie. Nie zapomnę tego do końca życia.

Twoja podróż trwała 371 dni, odwiedziłeś w sumie 15 państw, przejechałeś 65 000 km i dotarłeś aż na Alaskę. Jednak na samym końcu zatrzymał Cię druciany płot. Nie szkoda było Ci symbolicznego zakończenia tej wyprawy?

Gdybym wiedział wcześniej, że tak będzie, pewnie zastanawiałbym się, jak to obejść. Ale najpiękniejsze w tej całej podróży było to, że w ogóle się tym nie przejąłem. O tej chwili i towarzyszącym jej uczuciu często myślę. W innych sytuacjach zapewne bardzo bym się zdenerwował, a tutaj nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.

Czy w jakiś sposób podróż ta zmieniła Twoje życie?

Jestem bardziej szczęśliwy i więcej widzę.

A jesteś silniejszy po tej wyprawie?

Fizycznie nie, ale psychicznie tak. Jak kończysz taką wyprawę, to sobie myślisz: ale to był dobry czas! Pomimo tego, że ciągle psuł się nam samochód i miałem trudne momenty związane ze zdrowiem, to dzięki tej wyprawie czuję, że naprawdę żyję.

O wyprawie można przeczytać w Twojej książce pt. „Krok po kroku. Z Ziemi Ognistej na Alaskę”. Napisałeś w niej, że kochasz być w drodze, bo wtedy oszukujesz czas. W jaki sposób?

Chodzi tutaj o oszukanie rzeczywistości. Będąc w podróży, zatracam swoją niepełnosprawność. Docierając na przysłowiowy koniec świata, gdzie normalnie mówiłbym, że jestem zmęczony, czuję się młody, silny i nie mam żadnych problemów i trosk.

Co robisz, gdy nie podróżujesz?

Obecnie planuję kolejny wyjazd...

A zdradzisz trochę szczegółów?

Tym razem wybieram się w Himalaje, gdzie chcę dotrzeć na wózku najwyżej, jak się da. Wraz z Bartoszem Mrozkiem, z którym wybieram się na wyprawę, buduję specjalne łaziki, by wjechać na 5400 m n.p.m. i zobaczyć dach świata. Gdy jestem w górach, zawsze mam uczucie, że jest dobrze. Chcę jechać w Himalaje, by to poczuć.

W takim razie trzymam kciuki za powodzenie tej wyprawy i bardzo dziękuję za rozmowę.

Dziękuje bardzo.

 

Data publikacji: 17.07.2020 r.

 

 

DSC_9639
DSC_9641
DSC_9652
DSC_9655
DSC_9656
DSC_9657
DSC_9659
DSC_9663
DSC_9664
DSC_9666
DSC_9670
DSC_9671
DSC_9677
DSC_9678
DSC_9680
DSC_9685
DSC_9688
DSC_9689
DSC_9695
DSC_9696
DSC_9697
DSC_9700
DSC_9702
DSC_9704
DSC_9706
DSC_9712
DSC_9714
DSC_9715
DSC_9716
DSC_9718
DSC_9721
DSC_9724
DSC_9725
DSC_9727
DSC_9729
DSC_9730
DSC_9731
DSC_9734
DSC_9736
DSC_9738
DSC_9739
DSC_9740
DSC_9741
DSC_9751
DSC_9752
DSC_9760
DSC_9767
DSC_9768
DSC_9770
DSC_9773
DSC_9778
DSC_9779
DSC_9784
DSC_9786
DSC_9787
DSC_9791

 

 

 

 

„Krok po kroku. Z Ziemi Ognistej na Alaskę”

Rok wydania: 2019

 

 

Krok po kroku to relacja dwóch przyjaciół, którzy przystosowanym do ich potrzeb land roverem defenderem pokonali trasę prowadzącą przez obie Ameryki. Szybko okazało się, że podróż stała się sposobem lepszego zrozumienia siebie, przełamywania strachu i pogodzenia z własną niepełnosprawnością. Ale Krok po kroku to nie tylko opis rocznej wędrówki z jednego krańca świata na drugi. To także opowieść o kolejach życia, drodze do celu i przesuwaniu swojego horyzontu.

Źródło: https://michalworoch.com/ksiazka/