Artur Zygmuntowicz

Urodził się w 1972 r. w Makowie Mazowieckim. Przez dwadzieścia lat pracował w branży farmaceutycznej. W 2016 r. zadebiutował książką pt. „Ziemia o ludzkiej twarzy”, w której przełamuje stereotypowy obraz Polski wschodniej i jej mieszkańców. Rok później ukazały się jego „Piłeczki w palcach żonglerów” ukazujące kulisy funkcjonowania korporacji farmaceutycznych w Polsce. Ponadto autor książki „Białoruś imperium kontrastów” (2018). Publikacja jest reportażem, książką podróżniczą, zbiorem zabawnych anegdot oraz błyskotliwych obserwacji socjologicznych, do których materiał zebrał podczas czterech podróży do tego kraju, w tym dwóch rowerowych. Artur Zygmuntowicz otrzymał za nią nagrodę im. Stanisława Szwarc-Bronikowskiego w konkursie „Książka Podróżnicza Roku”. Na swoim koncie ma też publikację „Gruzja dla początkujących” (2019).

Autor najpopularniejszej w Polsce planszowej gry quizowej – „Czacha dymi” oraz współautor gry edukacyjnej „Lekarze” (obie wydane przez Adamigo/Kukuryku). Epizodycznie gra w serialach „Policjantki i policjanci” oraz „Lombard”. Wielbiciel czeskiego piwa.

 

 

Białoruś imperium kontrastów

Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik” oraz Radzyński Ośrodek Kultury zapraszają miłośników podróży na spotkanie z Arturem Zygmuntowiczem, autorem książki „Białoruś imperium kontrastów”. Publikacja jest jednocześnie reportażem, książką podróżniczą, zbiorem zabawnych anegdot oraz błyskotliwych obserwacji socjologicznych, do których materiał został zebrany przez autora podczas czterech podróży do tego kraju, w tym dwóch rowerowych. Spotkanie odbędzie się w piątek 16 października, w sali kameralnej Radzyńskiego Ośrodka Kultury, o godz. 18.00. Wstęp wolny.

 

 

– Podczas wydarzenia, odbywającego się w ramach 33. edycji „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami, obejrzymy niezwykłe zdjęcia, filmy, wysłuchamy dynamicznej opowieści okraszonej anegdotami o kraju którego w ogóle nie znamy – powiedział nam Robert Mazurek, dyrektor ROK. Ze względu na panującą epidemię koronawirusa, spotkanie będzie też transmitowane na żywo w Telewizji Radzyń.

Na Białorusi wszystko jest godne uwagi, oprócz dość siermiężnej gastronomii, którą znamy z Polski czasów przemian. Białoruś to kraj, w którym prezydent w telewizji uczy, jak się prawidłowo zbiera ziemniaki, jeździ na łyżwach czy remontuje dworce, a podczas gospodarskich wizyt widowiskowo zwalnia z pracy urzędników lub dyrektorów państwowych przedsiębiorstw. Białoruś to nowoczesna, imponująca stolica i wsie, które niewiele zmieniły się od stu lat. Białoruś to jednocześnie sowiecki skansen z wszechobecnymi pomnikami Lenina, a nawet Dzierżyńskiego, i kraj z fantastycznymi obiektami sportowymi dostępnymi dla każdego, kto tylko chce trenować – od kajakarstwa po hokej. Białoruś to i nasza historia – Nowogródek Mickiewicza, Nieśwież Radziwiłłów, królewskie Grodno czy niesamowity Pińsk Kapuścińskiego. To przyroda Puszczy Białowieskiej i zaczarowane, dzikie Polesie z rozlewiskami Prypeci porównywanej z Amazonką. Białoruś to kraj, w którym „Czterech pancernych i psa” puszcza się w telewizji częściej niż w Polsce, a przeciętny Iwan lepiej zna polską literaturę niż przysłowiowy Kowalski. Białoruś to połączenie ognia i wody niespotykane gdzie indziej.

Artur Zygmuntowicz – urodził się w 1972 r. w Makowie Mazowieckim. Przez dwadzieścia lat pracował w branży farmaceutycznej. W 2016 r. zadebiutował książką pt. „Ziemia o ludzkiej twarzy”, w której przełamuje stereotypowy obraz Polski Wschodniej i jej mieszkańców. Rok później ukazały się jego „Piłeczki w palcach żonglerów” – publikacja ukazująca kulisy funkcjonowania korporacji farmaceutycznych w Polsce. Jest też autorem książek podróżniczych: „Białoruś imperium kontrastów” (2018) oraz „Gruzja dla początkujących” (2019).

Na 33. edycję „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami” zaprasza Burmistrz Radzynia Podlaskiego Jerzy Rębek oraz Starosta Radzyński Szczepan Niebrzegowski, a także organizatorzy: Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik” i Radzyński Ośrodek Kultury. Sponsorami wydarzenia są: firma drGerard, Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych, Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Radzyniu Podlaskim oraz Klubokawiarnia Ursa. Spotkanie dofinansowane jest też ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu „Kultura w sieci”. Patronat nad spotkaniem objął ogólnopolski miesięcznik „Poznaj Świat” oraz portal Kocham Radzyń Podlaski i Telewizja Radzyń.

 

Data publikacji: 2.10.2020 r.

 

 

Egzotyczne i swojskie „Imperium kontrastów”

Artur Zygmuntowicz – autor książki „Białoruś imperium kontrastów”, był gościem 33. edycji „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”. Globtrotter opowiedział o swoich wyprawach do kraju, który jest tuż za miedzą, a okazuje się, że jest nam prawie nieznany. Spotkaniu towarzyszyła prezentacja multimedialna, która rozwiała mity i stereotypy zakorzenione w naszej świadomości na temat Białorusi.

 

 

Artur Zygmuntowicz wyznał na wstępie, że Białorusią fascynuje się od wczesnej młodości. Pierwszy raz był tam 34 lata temu w wieku 14 lat. Dotychczas ten kraj odwiedził 40 razy. – Widziałem Wielki Kanion. Wrażenia pozostawały we mnie rok. Białorusi nie da się zapomnieć. Zakochałem się w Białorusi, bo tam na każdym kroku spotyka się absurdalne sytuacje. Białoruś to Monty Python – mówił Artur Zygmuntowicz.

Jego opowieść o Białorusi to prezentacja fotografii ilustrujących paradoksy, które spotkał w czasie swoich wypraw do naszego wschodniego sąsiada.

Wiele z tych absurdów wynika z reliktów komunistycznej przeszłości

Podróżnik z rozbawieniem opowiadał, że w Grodnie w porze obiadowej między godziną 12 a 13 nie mógł nigdzie zjeść obiadu, bo restauracje miały... przerwę obiadową.

Niespodzianka czeka na podróżujących już na granicy. Aby ją przekroczyć, konieczny jest paszport – to zrozumiałe – ale na białoruskiej granicy każdy wjeżdżający cudzoziemiec otrzymuje jeszcze kartkę, na której następnie stawiana jest pieczątka. I do tego tylko owa kartka służy – żeby było na czym tę pieczątkę przybić. – Jednak na Białorusi jest ważniejsza od paszportu, bo gdy zgubicie paszport, wszyscy pomogą: konsulat, milicja, batiuszka, urząd gminy: a jak zgubicie karteczkę – macie przechlapane, czeka was kara na granicy.

Pamiątki po ZSRR są wszechobecne w przestrzeni publicznej. Na dowód pokazywał fotografie pomników Lenina, licznych na Białorusi. Na każdym kroku można zauważyć też reklamę społeczną, która np. przypomina o uiszczeniu opłat, opłaceniu podatków, przestrzeganiu przepisów przeciwpożarowych („Wypiłeś, nie pal w pościeli”).

Jak niegdyś u nas tablice przodowników pracy, na Białorusi wiszą wszędzie „tablice chwały” – honorujące najlepszych traktorzystów, sprzedawców, pracowników roku itd.

Pozostałością komunizmu jest na pewno cenzura. Artur Zygmuntowicz przyjrzał się jej z bliska w Domu Kultury w Prużanach. – Każde wydarzenie musi mieś spisany scenariusz słowo po słowie – konferansjerki, piosenek, innych występów, który następnie wędruje do zatwierdzenia przez cenzora.

Tu też zauważył zabawny przejaw kultu jednostki. Na wystawie rzeźb prymitywisty Mikołaja Tarasiuka wśród miniaturowych scenek z życia codziennego (świniobicie, pijaństwo), zauważył figurkę postaci ze skrzydłami anioła. – To był Łukaszenka. Rzeźbiarz może naiwny, ale nie głupi – spuentował. Mówiąc o hucie szkła Niemen w Brzozówce zwrócił uwagę na wystawkę ze zdjęciem Łukaszenki, który instruuje pracowników... jak produkować szkło.

Wiskule to miejscowość (położona kilka kilometrów od granicy z Polską), w której miało miejsce historyczne wydarzenie: 8 grudnia 1991 r. podpisany został tutaj akt rozwiązania ZSRR i zawarto porozumienie o utworzeniu Wspólnoty Niepodległych Państw. Próżno tam jednak szukać muzeum upamiętniającego ten fakt – w pałacu znajduje się prywatna siedziba prezydenta Łukaszenki.

Za to za rewelację uchodzi białoruska siedziba... Dziadka Mroza. – To badziewie reklamowane od granicy – ocenił bezceremonialnie podróżnik – cel wypraw Białorusinów z odległych miejscowości, choć nie ma tam nic ciekawego, a bilet wstępu jest bardzo drogi – równowartość 20 zł.

Polskie dziedzictwo

Polskie dziedzictwo na Białorusi to tradycje historyczne i literackie. – Każdy zna Inwokację z „Pana Tadeusza”, ale nie każdy sobie uświadamia, że opiewana tam przez Mickiewicza Litwa to... w większości dzisiejsza Białoruś – przypomniał Artur Zygmuntowicz.

Opowiadał o bardzo pozytywnych reakcjach na polskie flagi. W Grodnie przypadkiem trafili na ślub, natychmiast zostali zaproszeni na wesele. Podeszła do nich pani Janina, całowała ich ręce, mówiła, że 50 lat czekała na polską flagę; ktoś z pola przybiegł do nich, żeby wygłosić wykład nad wyższością Czerwonych Gitar nad Niemenem.

Podróżnik mówił o kilku przykładowych miejscowościach, gdzie te tradycje są szczególnie żywe.

Huta Niemen w Brzozówce do 1939 r. była najsłynniejszą polską hutą szkła użytkowego i artystycznego, największym polskim producentem i eksporterem szkła prasowanego i dmuchanego do krajów Europy, Ameryki Północnej, Ameryki Południowej, Afryki i Bliskiego Wschodu, pracownicy działu sprzedaży mówili w 14 językach.

Również obecnie zakład działa prężnie, sprzedaje kryształy – do wysokości 2 metrów – m.in. do Emiratów Arabskich. W muzeum można obejrzeć polskie wzornictwo 20-lecia międzywojennego.

W Worocewiczach znajduje się muzeum malarza i rysownika Napoleona Ordy, przyjaciela Fryderyka Chopina. Na podstawie jego rysunków odtworzono wiele ważnych miejsc, m.in. dom rodzinny Tadeusza Kościuszki.

Artur Zygmuntowicz pokazał zdjęcie zamku w Nieświeżu, który do 1939 r. był gniazdem rodowym Radziwiłłów, w 2005 r. został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. – Wilanów niech się przed nim chowa – ocenił. Pochwalił również efekt rewitalizacji obiektu, choć – jak zastrzegł – niektóre elementy budzą kontrowersje.

Nie wszędzie jednak pamiątki polskiej przeszłości są tak zadbane.

W Mołotowie znajduje się nowa, piękna cerkiew wybudowana przez Łukaszenkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że stanęła w pobliżu XVII-wiecznej zabytkowej, o którą nikt nie dba, nie jest nawet zabezpieczona przed wandalami i złodziejami. Skazana została na dewastację, rozgrabienie i zniszczenie, ponieważ jest świadectwem polskiej historii.

Afganiec z Brześcia

– Nie da się zrozumieć współczesnej Białorusi bez zrozumienia tematu Afganistanu – podkreślał Artur Zygmuntowicz. Dla nas wojna to temat odległy, żyje już niewiele osób, które osobiście doświadczyły okrucieństwa wojny, a dla Białorusinów jest ciągle aktualny, żywy. Białoruś poniosła gigantyczną ofiarę w trakcie wojny ZSRR z Afganistanem – duża część żołnierzy nie wróciła, duża część wróciła okaleczona fizycznie – bez rąk, nóg, na wózkach, wielu – psychicznie. Niektórzy wyszli na prostą, ale często efektami wypaczeń psychicznych jest bandyterka, alkoholizm.

Te konsekwencje tłumaczą, dlaczego przez wiele lat ludzie akceptowali dyktaturę. Chcą pokoju za wszelką cenę, gotowi są na wiele poświęceń, byle wojna nie wróciła.

Ale i temat II wojny światowej, jak mówili w ZSRR i mówią na Białorusi, „Wojny Ojczyźnianej” jest żywy.

Kilkakrotnie przeżywał tam Dzień Zwycięstwa. Fotografię z obchodów – z dzieckiem w mundurze wojskowym, trzymającym portret Łukaszenki – zamieścił na okładce książki. Wspominał atmosferę radosnego pikniku – z przemarszami, szaszłykami, grochówką. Uczestnicy w koszulkach z napisem „Na Berlin” noszą portrety członków rodziny uczestniczących w wojnie.

Tylko jeden zgrzyt zakłócający atmosferę: na miejscu święta zgromadzone więźniarki dla ewentualnej opozycji. – Jak się komuś nie podoba świętowanie, to zbuntowanym zapewniono bezpłatny transport, nocleg i masaż.

Artur Zygmuntowicz pokazał fotografie monumentalnego (choć nie grzeszącego artyzmem) kompleksu Twierdzy Brzeskiej, który jest przejawem gigantomanii zawiązanej z Wojną Ojczyźnianą. Przykładem pomnik „Męstwo”: czołgający się żołnierz o rozmiarach „położonego” 10-piętrowego, 2-klatkowego bloku.

Zwrócił też uwagę, że podczas świętowania wieńce zostały złożone także pod pomnikiem Dzierżyńskiego. Atak Związku Sowieckiego na Polskę 17 września 1939 r. to dalej „obrona mniejszości”, a ślady mordów na polskiej ludności są zacierane.

Odwiedził też wspaniale zorganizowane Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, gdzie zwiedzający mają wrażenie, jakby się znaleźli w środku pola bitwy: na tle panoramy z wojennym krajobrazem ustawione zostały czołgi, samoloty, usypane okopy, wśród których umieszczono figury żołnierzy w dynamicznych „walecznych” pozach. Oczywiście placówka cieszy się wielką popularnością, przed wejściem gromadzą się tłumy.

Nie ma Białorusi bez Polesia

To, czym urzeka Białoruś, to wielka otwartość, życzliwość jej mieszkańców. Tam nie trzeba czekać godzinami na „złapanie okazji” na drodze. Kierowca pierwszego zatrzymywanego samochodu oferuje podwiezienie. Czasem i tacy, co nie zatrzymują, są zapraszani do samochodu na podwiezienie. Czymś normalnym jest zapraszanie do domów po krótkiej rozmowie. Czasem ma to nieoczekiwany obrót. Artur Zygmuntowicz opowiedział o Andrzeju, który bardzo szybko zaprosił podróżnych z Polski do swego domu, pokazywał albumy ze zdjęciami. Wśród nich był jeden, który mógł świadczyć o tym, że gospodarz był agentem – gdy się zorientował, co pokazał gościom, natychmiast wytrzeźwiał i wyprosił ich z domu.

Szczególnym miejscem, które poleca Artur Zygmuntowicz, jest Polesie. – To region najbiedniejszy, a jednocześnie najbardziej malowniczy, piękny i dziki; kraina, w której czas jakby się zatrzymał. Położone jest w dorzeczu Prypeci, w krajobrazie dominują bagna i moczary, między którymi rozciągają się rozległe i dzikie tereny leśne. Nie brak tu też jezior. To raj dla miłośników podglądania dzikiej przyrody i ornitologów oraz dla kajakarzy, wszystkich, którzy cenią ciszę i odosobnienie. Ze względu na wiosenne malownicze rozlewiska Polesie nazywane jest „Amazonią”: – Pływanie łodzią – jak na Amazonce, a wioski przypominają te boliwijskie – zachwycał się Artur Zygmuntowicz. Podróżnik podkreślał jednak, że mieszkańcy Polesia, choć biedni, odizolowani, są bardzo zaradni i wytrwali, dzięki temu poszerzają swoją niezależność: – Gospodarność Poleszuków się rozszerza, od dołu tworzy się wolność gospodarcza, wolność portfela. A człowiek, który ma swobodę w wydawaniu pieniędzy, jest trudniejszy do sterowania.

Podsumowując spotkanie podróżnik zaprezentował piękny i nastrojowy film Jurija Wieliczenki o Białorusi.

Na 33. edycję „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami” zaprosił Burmistrz Radzynia Podlaskiego Jerzy Rębek oraz Starosta Radzyński Szczepan Niebrzegowski, a także organizatorzy: Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik” i Radzyński Ośrodek Kultury. Sponsorami wydarzenia byli: firma drGerard, Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych, Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Radzyniu Podlaskim oraz Klubokawiarnia Ursa. Patronat nad spotkaniem objął ogólnopolski miesięcznik „Poznaj Świat” oraz portal Kocham Radzyń Podlaski i Telewizja Radzyń. Więcej informacji o wydarzeniu dostępnych jest na www.podroznik-radzyn.pl

Anna Wasak

 

 

Data publikacji: 16.11.2020 r.

 

 

Poszukiwacze kulinarnych wrażeń nie mają czego szukać na Białorusi

Wywiad Roberta Mazurka z Arturem Zygmuntowiczem, autorem książki „Białoruś imperium kontrastów”

 

 

Białoruś nie jest państwem chętnie odwiedzanym przez turystów, chociażby ze względu na obecną sytuację polityczną. Co jest powodem Twojej fascynacji tym krajem?

Właśnie to, że jest mało odwiedzanym krajem, że jest tą „terra incognito”. Trafiłem tam przez przypadek, gdy miałem kilkanaście lat. Oczywiście wiedziałem, że tam jest Nowogródek i Świteź, ale nie sprawy historyczne zagrały na początek, tylko mnogość absurdalnych sytuacji – jak z filmów Barei – typu niemożność zjedzenia obiadu w Grodnie między 13.00 a 15.00 ze względu na... przerwę obiadową w restauracjach.

Książka „Białoruś imperium kontrastów” jest autorskim przewodnikiem dla miłośników turystyki rowerowej czy raczej cyklem reportaży o naszym wschodnim sąsiedzie?

Trudno o jednoznaczną definicję tej książki. Opisałem w niej cztery swoje podróże na Białoruś (w tym dwie rowerowe). Jej bazą jest reportaż, ale bardzo często nawiązuję też do wiedzy zdobytej wcześniej oraz informacji pozyskanych od Białorusinów lub mieszkających tam Polaków.

Wspomniałeś tylko o czterech podróżach na Białoruś, jednak wiem, że odbyłeś ich już blisko 40. Czujesz się specem w tej dziedzinie?

Zdecydowanie nie. Wręcz odwrotnie: za każdym moim wyjazdem mam poczucie, że wiem o tym kraju coraz mniej. Obecna sytuacja na Białorusi sprawia też, że nie rozumiem pewnych zjawisk tam zachodzących. Może dlatego, że informacje, które do nas docierają, są szczątkowe. Jestem jednak coraz bardziej zainteresowany Białorusią, a nawet całym wschodem. Odnajduję tam światy, wartości, które są mi bliskie: otwartość na drugiego człowieka, chęć niesienia pomocy, bycia blisko z drugą osobą, podobną tożsamość kulturową. Równie dobrze czuję się w Gruzji. Mam nawet takie prywatne powiedzenie, że Białorusin to jest Gruzin schowany w skorupie. Ten drugi od pierwszej rozmowy wychodzi z inicjatywą, chce się zaprzyjaźnić, integrować. Z kolei Białorusin potrzebuje trochę czasu. Jednak gdy przekona się do szczerości intencji, to wyskakuje z niego Gruzin.

Łatwo jest przekroczyć granicę z Białorusią? Jakie formalności należy załatwić?

W tym momencie praktycznie nie ma możliwości wyjazdu na Białoruś. Związane jest to z sytuacją, która ma miejsce od ostatnich wyborów prezydenckich. Wyjątkiem są tutaj rezydenci białoruscy z polskim paszportem albo osoby, które mają tam rodziny bądź prowadzą swoje interesy w tym kraju. W normalnej sytuacji są dwie drogi wyjazdu do naszego wschodniego sąsiada: wizowa i bezwizowa. Pierwsza pozwala podróżować po całej Białorusi, natomiast nie mając wizy, możemy wjechać tylko do niektórych rejonów położonych tuż przy samej granicy.

Czy to prawda, że Białoruś to taki żywy skansen?

Tak, jest to skansen socjalizmu i komunizmu. Na każdym kroku mamy tego przykłady – spotykamy pomniki Lenina, symbolikę z tamtego okresu oraz doświadczamy zachowań (mam na myśli oficjeli) z minionej epoki. Kultywowane bywają obyczaje z ZSRR, typu inne ceny za nocleg dla obywateli, inne dla gości z zagranicy. Nawet flaga i godło Białorusi nawiązują do przeszłości ZSRR. Kraj ten jest też żywym skansenem gospodarczym. Na terenach wiejskich nadal istnieją kołchozy i sowchozy, które się nie sprawdziły nigdzie, ale tu podtrzymuje się ich istnienie na siłę, wbrew logice i ekonomii. Do tego dochodzi jednoosobowe zarządzanie państwem i próby odgórnego regulowania wszystkiego, co się da.

Jakie miejsca, według Ciebie, szczególnie warto odwiedzić u naszego wschodniego sąsiada? Co na Tobie zrobiło największe wrażenie?

Gdybym miał ostatni raz już tam jechać, to zdecydowanie wybrałbym Polesie z rozlewiskami, nieuregulowaną dziką Prypecią i poleskie miasta – Pińsk, Dawidgródek i miejscowości „nieturystyczne”. Na drugim miejscu wybrałbym jeziora Brasławskie. Jest to dzika kraina, niezadeptana, pierwotna i naturalna. Prawdziwa kraina jezior, a nie kraina hoteli, zapiekanek i hot dogów.

„Litwo, ojczyzno moja” – te słowa zna praktycznie każdy Polak, ale nie każdy wie, że Mickiewiczowska Litwa to w przeważającej części dzisiejsza Białoruś... Często na Białorusi spotykałeś polskie ślady?

Białoruś to przedłużenie Polski. Zachodnia Białoruś to Polska nie tak dawna, bo przedwojenna. Mamy też z Białorusinami wspólne dziedzictwo. Na przykład Kościuszko jest naszym bohaterem, ale też amerykańskim i białoruskim. Podwójna tożsamość na tych terenach była czymś normalnym. Wspomniany Mickiewicz był zarówno Polakiem jak i Białorusinem. Trudno jest to rozdzielić. A przyjemności poznania Litwy mickiewiczowskiej nie sposób opisać. Wizyta na wzgórzu zamkowym w Nowogródku jest doznaniem emocjonalnym, a nie turystycznym. Mam w domu kilka wydań „Pana Tadeusza” oraz wszystkie opracowania tego dzieła, które ukazały się w Polsce, ale dopiero po wizycie na miejscu zrozumiałem, a może poczułem ducha tej historii.

Czy to prawda, że przeciętny Iwan lepiej zna polską literaturę niż przysłowiowy Kowalski?

Może nie lepiej, ale na pewno polska klasyka jest mu znana. Przeciętny Białorusin na pewno więcej czyta, oni są bardziej przywiązani do książek niż my.

Udało Ci się nawiązać bliższe relacje z Białorusinami? Jacy oni są?

Są to ambitni i interesujący ludzie. Sympatyczni i inteligentni. W większości nie wyobrażają sobie życia poza Białorusią, chociaż życie zmusza ich do emigracji. Chcieliby, aby ich kraj się zmieniał, ale nie wszystko, co oferuje tak zwany „Zachód” chcieliby widzieć u siebie. A poza tym są do nas podobni, z tą różnicą, że my jesteśmy bardziej zatomizowani.

Czego nie znalazłeś na Białorusi?

Dobrej kuchni w rozsądnej cenie. Poszukiwacze kulinarnych wrażeń nie mają czego szukać na Białorusi. W małych miasteczkach gastronomia przypomina Polskę z początku lat 90-tych XX wieku. Tam najlepiej jest pytać o zakładowe czy przyszkolne stołówki, gdzie dostaniemy tradycyjny zestaw z naszego dawnego PSS-u: zupę, ziemniaki z kotletem i surówką. Nic specjalnego. Tanio i średnio, ale w klimacie z epoki. Polecam miłośnikom filmu „Miś”. W dużych miastach jest lepiej. Grodno czy Brześć to już oferta bogatsza, ale z nóg nie zwala. A w Mińsku dostaniemy prawie wszystko, ale w cenach wygórowanych.

Przejechałeś Białoruś rowerem wzdłuż i wszerz. Jak postrzegasz ten kraj wtedy i teraz – to kraj Polsce bliski i swojski czy jednak egzotyczny i niezwykły?

Największa zmiana, jaką dostrzegam, to zmiana świadomości Białorusinów. Coraz więcej ludzi, mimo nachalnej rusyfikacji, chce być Białorusinami. To bardzo wyraźna zmiana, to realne poczucie odrębności, inności, oryginalności. Poza tym obecnie miasta kwitną, to nie jest tak, że jest tam tylko zacofana wieś i kołchozy. W miastach dostępna jest nowoczesna infrastruktura sportowa – hale, baseny, boiska, gdzie można trenować. Białoruś jest też czystsza niż przed rozpadem ZSRR. Jest lepiej zorganizowana i po prostu ładniejsza na każdym kroku. Wiele rzeczy jest zadbanych i jest to zmiana gigantyczna w porównaniu z latami 80-tymi.

Czy rzeczywiście ten kraj widziany nawet z perspektywy siodełka rowerowego budzi skojarzenia z imperium? I dlaczego z imperium kontrastów?

Kontrasty spotykamy tam na każdym kroku. Nowoczesne miasta, obok których znajdują się wsie niczym przeniesione z poprzedniego wieku. Gdyby nie żółte rury z gazem moglibyśmy pomyśleć, że przenieśliśmy się do dwudziestolecia międzywojennego. Białorusin spotkany prywatnie na ulicy jest innym człowiekiem niż w sytuacji formalnej. Celnik, którego spotykam na granicy, zachowuje się jak mój wróg. Ten sam człowiek spotkany kilka godzin później w restauracji zaprasza mnie do domu, gdzie rozmawiamy przez całą noc jak najlepsi znajomi. Na Białorusi jest największe spożycie alkoholu w Europie per capita, a na ulicy nie spotkamy pijanych ludzi. Białorusin zarabia 200 dolarów, wydaje 400 i jeszcze 100 zostawia na czarną godzinę. Są to kontrasty między rzeczywistością nominalną a tą realną. Gdy pytam, z czego żyją Białorusini, to mój kolega odpowiada: z cudu! To są właśnie te kontrasty. Brakuje wolności, ale rodzice nie muszą martwić się o przedszkole dla dzieci. I tak dalej...

Gdybyś miał zachęcić tych, którzy jeszcze nie czytali książki, do wyjazdu na Białoruś, to jak najkrócej i najbardziej przekonująco byś to zrobił?

Kiedyś Janusz Głowacki (wyjaśniając, dlaczego mimo sukcesów, nie pozostał w USA, tylko wrócił do Polski) powiedział, że ciężko pije się w barze z ludźmi, którzy nie wiedzą, kim jest Janek Himilsbach. Białoruś to kraj dla takich właśnie ludzi jak Głowacki. Wspólna historia, doświadczenie absurdów komunizmu czy socjalizmu, specyficzne poczucie humoru, wychowanie na tych samych filmach i piosenkach sprawia, że jesteśmy w innym świecie a dalej u siebie. Ciekawe uczucie. Poza tym na Białorusi naprawdę nie trzeba zwiedzać, żeby coś przeżyć. Wystarczy wjechać, usiąść pod parasolką w barze lub na ławce w parku i rozmawiać po polsku. Wystarczy otworzyć się na ludzi, a oni sami do nas przyjdą, przysiądą się, zaczepią. To kraj dla kogoś, kto lubi interakcję. Kraj ten trafia do emocji, bo na każdym kroku spotykamy ludzi z wielką sympatią do Polski. Oczywiście, w hiszpańskim barze też pogadamy w sympatycznym towarzystwie, będziemy się dobrze bawić, ale nigdzie tam nie spotkamy (sytuacja autentyczna) starszego pana pilnującego kóz na łące, który będzie próbował nam wyjaśnić, że Czerwone Gitary biły na głowę Czesława Niemena (na marginesie: urodzonego na Białorusi).

Dziękuję Ci za zachętę (chętnie przy najbliżej okazji skorzystam) jak również za rozmowę.

Ja również dziękuję za rozmowę i za zaproszenie mnie do Radzynia.

 

Data publikacji: 16.10.2020 r.

 

 

obraz001
obraz002
obraz003
obraz004
obraz005
obraz006
obraz007
obraz008
obraz009
obraz010
obraz011
obraz012
obraz013
obraz014
obraz015
obraz016
obraz017
obraz018
obraz019
obraz020
obraz021
obraz022
obraz023
obraz024
obraz025
obraz026
obraz027
obraz028
obraz029
obraz030
obraz031
obraz032
obraz033
obraz034
obraz035
obraz036
obraz037
obraz038
obraz039
obraz040
obraz041
obraz042
obraz043
obraz044
obraz045
obraz046
obraz047
obraz048
obraz049
obraz050
obraz051
obraz052
obraz053
obraz054
obraz055
obraz056

 

 

 

 

„Gruzja dla początkujących”

Rok wydania: 2019

 

 

Chcesz się dowiedzieć o Gruzji czegoś, o czym nie przeczytasz w żadnym przewodniku turystycznym? Sięgnij po Gruzję dla początkujących Artura Zygmuntowicza i poznaj Sakartwelo od kuchni - tej słodkiej i tej pełnej goryczy...

To książka, dzięki której podróż do tego niezwykłej kraju może okazać się zdecydowanie łatwiejsza, przyjemniejsza i bogatsza. A sama lektura, to emocjonalny roller coaster, bo pełno tu historii, po których trudno opanować wybuchy śmiechu, oraz takich, po których nastrój radykalnie się zmienia. I tak przez cały tekst - ostre porównania, niepoprawny język i tok myślenia, humor wyrafinowany na zmianę z rubasznym, a do tego zawsze pełne empatii dążenie do zrozumienia drugiego człowieka.

Źródło: www.stapis.com.pl

 

„Białoruś imperium kontrastów”

Rok wydania: 2018

 

 „Litwo! Ojczyzno moja!” – te słowa zna praktycznie każdy Polak, ale nie każdy wie, że Mickiewiczowska Litwa to dzisiejsza Białoruś, a obecną Litwę wtedy nazywano Żmudzią. Na terenie obecnej Białorusi urodzili się Tadeusz Kościuszko, Eliza Orzeszkowa, Ryszard Kapuściński, Pola Raksa, Andrzej Kondratiuk i Andrzej Bobola, jak również Chaim Weizmann, pierwszy prezydent Izraela. I wielu, wielu innych nieprzeciętnych. A co wie o Białorusi przeciętny Polak? Jeśli nie jest widzem Biełsatu, wie niewiele, głównie to, że państwem rządzi wielokadencyjny Aleksander Łukaszenka.

„Białoruś imperium kontrastów” to książka wymykającą się definicjom. Jest jednocześnie reportażem, publikacją podróżniczą, zbiorem zabawnych anegdot oraz błyskotliwych obserwacji socjologicznych, do których materiał został zebrany przez autora podczas czterech podróży do tego kraju, w tym dwóch rowerowych. A jaka jest Białoruś?

To jedno z państw najrzadziej odwiedzanych przez polskich turystów, mimo że leży za miedzą i łączy nas wielowiekowa wspólna historia. Z sympatią, jaką nas, Polaków, darzą Białorusini, możemy się spotkać jedynie w Gruzji lub na Węgrzech. Zaproszenie wprost z ulicy do domu czy na wesele nie jest niczym nadzwyczajnym.

Na Białorusi wszystko jest godne uwagi, oprócz dość siermiężnej gastronomii, którą znamy z Polski czasów przemian. Białoruś to kraj, w którym prezydent w telewizji uczy, jak się prawidłowo zbiera ziemniaki, jeździ na łyżwach czy remontuje dworce, a podczas gospodarskich wizyt widowiskowo zwalnia z pracy urzędników lub dyrektorów państwowych przedsiębiorstw. Białoruś to nowoczesna, imponująca stolica i wsie, które niewiele zmieniły się od stu lat. Białoruś to jednocześnie sowiecki skansen z wszechobecnymi pomnikami Lenina, a nawet Dzierżyńskiego, i kraj z fantastycznymi obiektami sportowymi dostępnymi dla każdego, kto tylko chce trenować – od kajakarstwa po hokej. Białoruś to i nasza historia – Nowogródek Mickiewicza, Nieśwież Radziwiłłów, królewskie Grodno czy niesamowity Pińsk Kapuścińskiego. To przyroda Puszczy Białowieskiej i zaczarowane, dzikie Polesie z rozlewiskami Prypeci porównywanej z Amazonką. Białoruś to kraj, w którym „Czterech pancernych i psa” puszcza się w telewizji częściej niż w Polsce, a przeciętny Iwan lepiej zna polską literaturę niż przysłowiowy Kowalski. Białoruś to połączenie ognia i wody niespotykane gdzie indziej.

Podróż na Karaiby będziecie wspominać przez pół roku. Wizytę na Białorusi – przez całe życie.

Źródło: www.ksiegarnia.bernardinum.com.pl

 

 

„Ziemia o ludzkiej twarzy. Szlakiem romantyków i pozytywistów”

Rok wydania: 2016

 

 

„Gdy po raz pierwszy czytałem reportaż Artura Zygmuntowicza, popełniłem błąd, który polegał na tym, że (myśląc o komercyjnej stronie przedsięwzięcia) szukałem w nim podobieństw czy naśladownictwa stylu najlepszych polskich podróżników i reporterów. Nic bardziej błędnego, bo tu mamy styl całkowicie odrębny, autorski i świeży. Przy drugim czytaniu co chwila odrywałem się od tekstu, by za wskazówką Autora, w sieci, w książkach czy w prasie szukać kolejnych informacji o światach tu pokazanych. Z trzecim czytaniem było najgorzej. Dlaczego Bo myślałem tylko o jednym by się spakować i jechać na spotkanie z bohaterami tej opowieści.

Podsumowując oddajemy w Państwa ręce książkę, w której znajdziecie wszystko przygodę i historię, wiedzę i refleksję, wzruszenie i humor, oraz pełnych pasji, przyjaznych, otwartych i pozytywnych ludzi.”

Piotr Pogorzelski, Wydawca

Źródło: www.ksiegarnia-podroznika.pl