Egzotyczne i swojskie „Imperium kontrastów”
Artur Zygmuntowicz – autor książki „Białoruś imperium kontrastów”, był gościem 33. edycji „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”. Globtrotter opowiedział o swoich wyprawach do kraju, który jest tuż za miedzą, a okazuje się, że jest nam prawie nieznany. Spotkaniu towarzyszyła prezentacja multimedialna, która rozwiała mity i stereotypy zakorzenione w naszej świadomości na temat Białorusi.

Artur Zygmuntowicz wyznał na wstępie, że Białorusią fascynuje się od wczesnej młodości. Pierwszy raz był tam 34 lata temu w wieku 14 lat. Dotychczas ten kraj odwiedził 40 razy. – Widziałem Wielki Kanion. Wrażenia pozostawały we mnie rok. Białorusi nie da się zapomnieć. Zakochałem się w Białorusi, bo tam na każdym kroku spotyka się absurdalne sytuacje. Białoruś to Monty Python – mówił Artur Zygmuntowicz.
Jego opowieść o Białorusi to prezentacja fotografii ilustrujących paradoksy, które spotkał w czasie swoich wypraw do naszego wschodniego sąsiada.
Wiele z tych absurdów wynika z reliktów komunistycznej przeszłości
Podróżnik z rozbawieniem opowiadał, że w Grodnie w porze obiadowej między godziną 12 a 13 nie mógł nigdzie zjeść obiadu, bo restauracje miały... przerwę obiadową.
Niespodzianka czeka na podróżujących już na granicy. Aby ją przekroczyć, konieczny jest paszport – to zrozumiałe – ale na białoruskiej granicy każdy wjeżdżający cudzoziemiec otrzymuje jeszcze kartkę, na której następnie stawiana jest pieczątka. I do tego tylko owa kartka służy – żeby było na czym tę pieczątkę przybić. – Jednak na Białorusi jest ważniejsza od paszportu, bo gdy zgubicie paszport, wszyscy pomogą: konsulat, milicja, batiuszka, urząd gminy: a jak zgubicie karteczkę – macie przechlapane, czeka was kara na granicy.
Pamiątki po ZSRR są wszechobecne w przestrzeni publicznej. Na dowód pokazywał fotografie pomników Lenina, licznych na Białorusi. Na każdym kroku można zauważyć też reklamę społeczną, która np. przypomina o uiszczeniu opłat, opłaceniu podatków, przestrzeganiu przepisów przeciwpożarowych („Wypiłeś, nie pal w pościeli”).
Jak niegdyś u nas tablice przodowników pracy, na Białorusi wiszą wszędzie „tablice chwały” – honorujące najlepszych traktorzystów, sprzedawców, pracowników roku itd.
Pozostałością komunizmu jest na pewno cenzura. Artur Zygmuntowicz przyjrzał się jej z bliska w Domu Kultury w Prużanach. – Każde wydarzenie musi mieś spisany scenariusz słowo po słowie – konferansjerki, piosenek, innych występów, który następnie wędruje do zatwierdzenia przez cenzora.
Tu też zauważył zabawny przejaw kultu jednostki. Na wystawie rzeźb prymitywisty Mikołaja Tarasiuka wśród miniaturowych scenek z życia codziennego (świniobicie, pijaństwo), zauważył figurkę postaci ze skrzydłami anioła. – To był Łukaszenka. Rzeźbiarz może naiwny, ale nie głupi – spuentował. Mówiąc o hucie szkła Niemen w Brzozówce zwrócił uwagę na wystawkę ze zdjęciem Łukaszenki, który instruuje pracowników... jak produkować szkło.
Wiskule to miejscowość (położona kilka kilometrów od granicy z Polską), w której miało miejsce historyczne wydarzenie: 8 grudnia 1991 r. podpisany został tutaj akt rozwiązania ZSRR i zawarto porozumienie o utworzeniu Wspólnoty Niepodległych Państw. Próżno tam jednak szukać muzeum upamiętniającego ten fakt – w pałacu znajduje się prywatna siedziba prezydenta Łukaszenki.
Za to za rewelację uchodzi białoruska siedziba... Dziadka Mroza. – To badziewie reklamowane od granicy – ocenił bezceremonialnie podróżnik – cel wypraw Białorusinów z odległych miejscowości, choć nie ma tam nic ciekawego, a bilet wstępu jest bardzo drogi – równowartość 20 zł.
Polskie dziedzictwo
Polskie dziedzictwo na Białorusi to tradycje historyczne i literackie. – Każdy zna Inwokację z „Pana Tadeusza”, ale nie każdy sobie uświadamia, że opiewana tam przez Mickiewicza Litwa to... w większości dzisiejsza Białoruś – przypomniał Artur Zygmuntowicz.
Opowiadał o bardzo pozytywnych reakcjach na polskie flagi. W Grodnie przypadkiem trafili na ślub, natychmiast zostali zaproszeni na wesele. Podeszła do nich pani Janina, całowała ich ręce, mówiła, że 50 lat czekała na polską flagę; ktoś z pola przybiegł do nich, żeby wygłosić wykład nad wyższością Czerwonych Gitar nad Niemenem.
Podróżnik mówił o kilku przykładowych miejscowościach, gdzie te tradycje są szczególnie żywe.
Huta Niemen w Brzozówce do 1939 r. była najsłynniejszą polską hutą szkła użytkowego i artystycznego, największym polskim producentem i eksporterem szkła prasowanego i dmuchanego do krajów Europy, Ameryki Północnej, Ameryki Południowej, Afryki i Bliskiego Wschodu, pracownicy działu sprzedaży mówili w 14 językach.
Również obecnie zakład działa prężnie, sprzedaje kryształy – do wysokości 2 metrów – m.in. do Emiratów Arabskich. W muzeum można obejrzeć polskie wzornictwo 20-lecia międzywojennego.
W Worocewiczach znajduje się muzeum malarza i rysownika Napoleona Ordy, przyjaciela Fryderyka Chopina. Na podstawie jego rysunków odtworzono wiele ważnych miejsc, m.in. dom rodzinny Tadeusza Kościuszki.
Artur Zygmuntowicz pokazał zdjęcie zamku w Nieświeżu, który do 1939 r. był gniazdem rodowym Radziwiłłów, w 2005 r. został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. – Wilanów niech się przed nim chowa – ocenił. Pochwalił również efekt rewitalizacji obiektu, choć – jak zastrzegł – niektóre elementy budzą kontrowersje.
Nie wszędzie jednak pamiątki polskiej przeszłości są tak zadbane.
W Mołotowie znajduje się nowa, piękna cerkiew wybudowana przez Łukaszenkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że stanęła w pobliżu XVII-wiecznej zabytkowej, o którą nikt nie dba, nie jest nawet zabezpieczona przed wandalami i złodziejami. Skazana została na dewastację, rozgrabienie i zniszczenie, ponieważ jest świadectwem polskiej historii.
Afganiec z Brześcia
– Nie da się zrozumieć współczesnej Białorusi bez zrozumienia tematu Afganistanu – podkreślał Artur Zygmuntowicz. Dla nas wojna to temat odległy, żyje już niewiele osób, które osobiście doświadczyły okrucieństwa wojny, a dla Białorusinów jest ciągle aktualny, żywy. Białoruś poniosła gigantyczną ofiarę w trakcie wojny ZSRR z Afganistanem – duża część żołnierzy nie wróciła, duża część wróciła okaleczona fizycznie – bez rąk, nóg, na wózkach, wielu – psychicznie. Niektórzy wyszli na prostą, ale często efektami wypaczeń psychicznych jest bandyterka, alkoholizm.
Te konsekwencje tłumaczą, dlaczego przez wiele lat ludzie akceptowali dyktaturę. Chcą pokoju za wszelką cenę, gotowi są na wiele poświęceń, byle wojna nie wróciła.
Ale i temat II wojny światowej, jak mówili w ZSRR i mówią na Białorusi, „Wojny Ojczyźnianej” jest żywy.
Kilkakrotnie przeżywał tam Dzień Zwycięstwa. Fotografię z obchodów – z dzieckiem w mundurze wojskowym, trzymającym portret Łukaszenki – zamieścił na okładce książki. Wspominał atmosferę radosnego pikniku – z przemarszami, szaszłykami, grochówką. Uczestnicy w koszulkach z napisem „Na Berlin” noszą portrety członków rodziny uczestniczących w wojnie.
Tylko jeden zgrzyt zakłócający atmosferę: na miejscu święta zgromadzone więźniarki dla ewentualnej opozycji. – Jak się komuś nie podoba świętowanie, to zbuntowanym zapewniono bezpłatny transport, nocleg i masaż.
Artur Zygmuntowicz pokazał fotografie monumentalnego (choć nie grzeszącego artyzmem) kompleksu Twierdzy Brzeskiej, który jest przejawem gigantomanii zawiązanej z Wojną Ojczyźnianą. Przykładem pomnik „Męstwo”: czołgający się żołnierz o rozmiarach „położonego” 10-piętrowego, 2-klatkowego bloku.
Zwrócił też uwagę, że podczas świętowania wieńce zostały złożone także pod pomnikiem Dzierżyńskiego. Atak Związku Sowieckiego na Polskę 17 września 1939 r. to dalej „obrona mniejszości”, a ślady mordów na polskiej ludności są zacierane.
Odwiedził też wspaniale zorganizowane Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, gdzie zwiedzający mają wrażenie, jakby się znaleźli w środku pola bitwy: na tle panoramy z wojennym krajobrazem ustawione zostały czołgi, samoloty, usypane okopy, wśród których umieszczono figury żołnierzy w dynamicznych „walecznych” pozach. Oczywiście placówka cieszy się wielką popularnością, przed wejściem gromadzą się tłumy.
Nie ma Białorusi bez Polesia
To, czym urzeka Białoruś, to wielka otwartość, życzliwość jej mieszkańców. Tam nie trzeba czekać godzinami na „złapanie okazji” na drodze. Kierowca pierwszego zatrzymywanego samochodu oferuje podwiezienie. Czasem i tacy, co nie zatrzymują, są zapraszani do samochodu na podwiezienie. Czymś normalnym jest zapraszanie do domów po krótkiej rozmowie. Czasem ma to nieoczekiwany obrót. Artur Zygmuntowicz opowiedział o Andrzeju, który bardzo szybko zaprosił podróżnych z Polski do swego domu, pokazywał albumy ze zdjęciami. Wśród nich był jeden, który mógł świadczyć o tym, że gospodarz był agentem – gdy się zorientował, co pokazał gościom, natychmiast wytrzeźwiał i wyprosił ich z domu.
Szczególnym miejscem, które poleca Artur Zygmuntowicz, jest Polesie. – To region najbiedniejszy, a jednocześnie najbardziej malowniczy, piękny i dziki; kraina, w której czas jakby się zatrzymał. Położone jest w dorzeczu Prypeci, w krajobrazie dominują bagna i moczary, między którymi rozciągają się rozległe i dzikie tereny leśne. Nie brak tu też jezior. To raj dla miłośników podglądania dzikiej przyrody i ornitologów oraz dla kajakarzy, wszystkich, którzy cenią ciszę i odosobnienie. Ze względu na wiosenne malownicze rozlewiska Polesie nazywane jest „Amazonią”: – Pływanie łodzią – jak na Amazonce, a wioski przypominają te boliwijskie – zachwycał się Artur Zygmuntowicz. Podróżnik podkreślał jednak, że mieszkańcy Polesia, choć biedni, odizolowani, są bardzo zaradni i wytrwali, dzięki temu poszerzają swoją niezależność: – Gospodarność Poleszuków się rozszerza, od dołu tworzy się wolność gospodarcza, wolność portfela. A człowiek, który ma swobodę w wydawaniu pieniędzy, jest trudniejszy do sterowania.
Podsumowując spotkanie podróżnik zaprezentował piękny i nastrojowy film Jurija Wieliczenki o Białorusi.
Na 33. edycję „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami” zaprosił Burmistrz Radzynia Podlaskiego Jerzy Rębek oraz Starosta Radzyński Szczepan Niebrzegowski, a także organizatorzy: Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik” i Radzyński Ośrodek Kultury. Sponsorami wydarzenia byli: firma drGerard, Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych, Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Radzyniu Podlaskim oraz Klubokawiarnia Ursa. Patronat nad spotkaniem objął ogólnopolski miesięcznik „Poznaj Świat” oraz portal Kocham Radzyń Podlaski i Telewizja Radzyń. Więcej informacji o wydarzeniu dostępnych jest na www.podroznik-radzyn.pl
Anna Wasak

Data publikacji: 16.11.2020 r.