Weronika Mliczewska

Urodziła się w 1986 r. Antropolog, reżyser i fotograf. Studiowała w Londynie, Warszawie i Los Angeles, mieszkała w willach i szałasach, jadła mrówki, świerszcze i alpaki, gubiła się w ponad pięćdziesięciu krajach, odnajdywała kilka razy, spała przy kraterze aktywnego wulkanu, rozkładała po ciemku biwak w towarzystwie czterech tarantuli, poznała sekrety gangsterów, uchodźców i czarowników, wywoływała deszcz z szamanami, wyruszyła szukać nieznajomej kobiety ze zdjęcia w całych Indiach, kręciła film dokumentalny o sześćdziesięcioletnim dziwaku, chodząc za nim przez miesiąc bez zamienienia słowa. Milczała z mnichami w Himalajach, prowadziła badania terenowe wśród Saamów za Kołem Polarnym oraz w siedzibie ONZ w Genewie.

Podróżowanie jest dla niej spotkaniem z drugim człowiekiem oraz drogą osobistego rozwoju, zadawaniem pytań, które przybliżają ją do zrozumienia natury człowieka. Specjalizuje się w tematach związanych z duchowością, jej poszukiwania zabrały ją do serca najbardziej hermetycznych ceremonii wśród Inków w niedostępnych bezdrożach And, Indian Shipivo w dżungli amazońskiej, Huicholi ukrywających się przed cywilizacją w Meksyku, pustelników buddyjskich w Himalajach, Rastafarian żyjących w odosobnieniu na Jamajce czy szamanów Sangoma w RPA. W reportażu, podobnie jak w filmie i fotografii pragnie ująć treści, które nie zawsze mieszczą się w formacie naukowym: zbudować mosty pomiędzy prastarymi tradycjami i wiedzą oraz dzisiejszym życiem, pokazać, jak bardzo mogą być one aktualne i nadal wzbogacać przeżywanie świata.

Na co dzień robi filmy dokumentalne, sesje zdjęciowe oraz pisze scenariusze do programu TVP pt. „Zakochaj się w Polsce”. Ceni ponad wszystko prawdziwe spotkanie z drugim człowiekiem i docieranie do prawd, które wygodnie ukryć albo niewygodnie pokazać. Autorka książki „Na początku jest koniec. Na szlakach duchowości Majów”, wydanej w 2017 r. przez Wydawnictwo Muza.

 

 

 

 

Wakacyjne spotkanie z podróżniczką Weroniką Mliczewską

Czy słyszałeś o „końcu świata” według Majów? A czy wiesz, że oni sami o nim nie wiedzieli? O takich i innych absurdach na pograniczu tłumaczenia kultur będzie można dowiedzieć się podczas spotkania z podróżniczką Weroniką Mliczewską, autorką książki „Na początku jest koniec. Na szlakach duchowości Majów”. Wydarzenie odbędzie się 25 sierpnia 2021 r. na Skwerze Podróżników w Radzyniu Podlaskim, gdzie przygotowane będą dla wszystkich leżaki. W przypadku niesprzyjającej pogody spotkanie odbędzie się w sali kameralnej Radzyńskiego Ośrodka Kultury (ul. Jana Pawła II 4). Początek o godz. 18.00.

 

 

Dla pierwszych dziesięciu osób organizatorzy przygotowali niespodziankę – książkę Weroniki Mliczewskiej, która stanowi zapis niezwykłej wyprawy do świata Majów (Mundo Maya), przez tereny Gwatemali, Meksyku, Hondurasu, Belize i Salwadoru. Zgłębiając kolejne historie zawarte w książce, czytelnik wraz z autorką odbywa drogę do zrozumienia dzisiejszych Majów, bez ubarwień, romantycznych mitów i taniej egzotyki. Poznaje Majów uwikłanych w swój kontekst kulturowy i społeczny, zarówno takich, którzy chcą odciąć się od korzeni i zapomnieć o swoich tradycjach, jak i tych, którzy nadal podtrzymują kulturę przodków i odprawiają rytuały związane z kalendarzem duchowym. Autorka pokazuje Majów napiętnowanych przez Latynosów i wykluczonych ze społeczeństwa, konsekwencje wojny domowej lat osiemdziesiątych XX wieku, następstwa współczesnego niewolnictwa wśród Majów w Hondurasie, Majów cierpiących głód pośród bogatych turystów i opływających w dostatki Latynosów; Majów, których nie stać na wejście do ruin świątyń przodków. Wiele historii przytaczanych przez autorkę ma wspólny mianownik: to pytanie o tożsamość, uwikłanie w kontekst kulturowy, od którego odcięcie się obiecuje zmianę, lecz także pogrąża w zagubieniu. To pytanie o miejsce dla tradycji przodków w naszej fastfoodowej kulturze. Pytanie o to, jak trwać w chwili, w milczeniu, jak czytać swoje ciało i odnajdywać w nim zalążki intuicji.

Na „Radzyńskie Spotkania z Podróżnikami” zaprasza Burmistrz Radzynia Podlaskiego Jerzy Rębek oraz Starosta Radzyński Szczepan Niebrzegowski, a także organizatorzy: Radzyński Ośrodek Kultury i działające przy nim Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik”. Sponsorami wydarzenia są: firma drGerard, Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych oraz Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Radzyniu Podlaskim. Patronat nad spotkaniem objął ogólnopolski miesięcznik „Poznaj Świat”, Biuletyn Informacyjny Miasta Radzyń oraz portal Kocham Radzyń Podlaski i Telewizja Radzyń.

 

Data publikacji: 16.08.2021 r.

 

 

Majowie bez końca świata

Czy słyszałeś o „końcu świata” według Majów? A czy wiesz, że oni sami o nim nie wiedzieli? O takich i innych absurdach na pograniczu tłumaczenia kultur będzie można dowiedzieć się podczas rozmowy on-line z Weroniką Mliczewską, autorką książki „Na początku jest koniec. Na szlakach duchowości Majów”. Wydarzenie, zorganizowane w ramach „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”, odbędzie się 23 kwietnia 2021 r. na kanale YouTube Telewizji Radzyń - www.youtube.com/c/TelewizjaRadzyn. Początek o godz. 10.00.

 

 

Książka Weroniki Mliczewskiej to zapis niezwykłej wyprawy do świata Majów (Mundo Maya), przez tereny Gwatemali, Meksyku, Hondurasu, Belize i Salwadoru. Zgłębiając kolejne historie zawarte w książce, czytelnik wraz z autorką odbywa drogę do zrozumienia dzisiejszych Majów, bez ubarwień, romantycznych mitów i taniej egzotyki. Poznaje Majów uwikłanych w swój kontekst kulturowy i społeczny, zarówno takich, którzy chcą odciąć się od korzeni i zapomnieć o swoich tradycjach, jak i tych, którzy nadal podtrzymują kulturę przodków i odprawiają rytuały związane z kalendarzem duchowym. Autorka pokazuje Majów napiętnowanych przez Latynosów i wykluczonych ze społeczeństwa, konsekwencje wojny domowej lat osiemdziesiątych XX wieku, następstwa współczesnego niewolnictwa wśród Majów w Hondurasie, Majów cierpiących głód pośród bogatych turystów i opływających w dostatki Latynosów; Majów, których nie stać na wejście do ruin świątyń przodków. Wiele historii przytaczanych przez autorkę ma wspólny mianownik: to pytanie o tożsamość, uwikłanie w kontekst kulturowy, od którego odcięcie się obiecuje zmianę, lecz także pogrąża w zagubieniu. To pytanie o miejsce dla tradycji przodków w naszej fastfoodowej kulturze. Pytanie o to, jak trwać w chwili, w milczeniu, jak czytać swoje ciało i odnajdywać w nim zalążki intuicji.

Na „Radzyńskie Spotkania z Podróżnikami” zaprasza Burmistrz Radzynia Podlaskiego Jerzy Rębek oraz Starosta Radzyński Szczepan Niebrzegowski, a także organizatorzy: Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik” działające przy Radzyńskim Ośrodku Kultury. Sponsorami wydarzenia są: firma drGerard, Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych, Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Radzyniu Podlaskim oraz Klubokawiarnia Ursa. Patronat nad cyklem sprawuje ogólnopolski miesięcznik „Poznaj Świat” oraz portal Kocham Radzyń Podlaski i Telewizja Radzyń.

 

Data publikacji: 16.04.2021 r.

 

 

Podróżuję w głąb siebie

Wywiad Roberta Mazurka z podróżniczką Weroniką Mliczewską

 

 

Piszesz scenariusze do programu telewizyjnego „Zakochaj się w Polsce”, który w 2021 r. realizowany był m.in. w Radzyniu. W związku z tym na początek chciałbym Cię zapytać, czy można zakochać się w naszym mieście?

Zdecydowanie tak! Jest to naprawdę piękne miasto ze wspaniałymi osobowościami zarówno w historii jak i obecnie. Pandemia sprawiła, że nie mogę zwiedzać wielkiego świata, ale dzięki temu zagłębiam się w tym, co jest blisko, w takich pięknych miejscach jak właśnie Radzyń. Jest to dla mnie wielka radość poznawać ich historię, zabytki, a przede wszystkim ciekawych ludzi.

A czym jest dla Ciebie podróżowanie?

Podróżowanie jest dla mnie odkrywaniem czegoś nowego. Może to być coś na zewnątrz lub wewnątrz siebie. Bardziej interesuje mnie jednak to drugie. Podróż jest to rodzaj jakiejś transformacji z punktu A do punktu B, przy czym nie wiemy, jak wygląda jej koniec. Najbardziej fascynuje mnie sama droga, bycie w procesie zmieniania się i odkrywania różnych małych rzeczy wokół siebie. Dlatego podróże nie muszą być dalekie, mogą być naprawdę bliskie. Na przykład wewnątrz swoich lęków, przekonań, swojego serca. Podróże w głąb siebie są dla mnie najciekawsze.

Jesteś autorką książki pt. „Na początku jest koniec. Na szlakach duchowości Majów”. Skąd taki tytuł, dlaczego „na początku jest koniec”?

Nawiązuje to do koncepcji myślenia o czasie i przestrzeni. U Majów rozumiany jest on jako koło lub bardziej spirala. Nasze pojmowanie czasu i historii sprowadza się do osi, linii po której podążamy zawsze do przodu. Majowie widzą to zupełnie inaczej, u nich koniec może być początkiem. W 2012 r. media na całym świecie, odwołując się do kalendarza Majów, mówiły o końcu świata. A było zupełnie inaczej: uważam, że właśnie wtedy coś się zaczynało. Koniec jakiegoś cyklu jest zawsze początkiem czegoś nowego.

We wstępie do wspomnianej książki napisałaś, że w podróży szlakami duchowości Majów chciałaś znaleźć odpowiedź na pytanie: jak być wolnym? Udało Ci się?

W kontekście pandemii koronawirusa chyba każdy z nas zadawał sobie pytanie o wolność. Definiowaliśmy ją na różne sposoby, do czego zostaliśmy w pewien sposób zmuszeni. Według mnie nie ma jednej definitywnej odpowiedzi na to pytanie. Wyjeżdżając do Majów chciałam zobaczyć, czy można być wolnym od czegoś, co zawsze nas dopadnie, nieważne gdzie będziemy. Chodzi mi o koncepcję czasu: czy zawsze jesteśmy w niedoczasie, pośpiechu, gonimy za różnymi terminami. Chciałam sprawdzić, czy od tego można się uwolnić, czy są gdzieś ludzie, którym się to udało... Erich Fromm mówi o wolności „od” albo wolności „do”. Często podążamy za tym schematem: uwalniania się „od czegoś” lub uciekania „do czegoś”. Majowie nauczyli mnie odkrywać i znajdować wolność w byciu tu i teraz. Moja książka jest właśnie o tym.

Dlaczego Majowie przez wiele lat próbowali ukryć swoje pochodzenie?

Brało się to z tego, że w czasach wojny domowej w Gwatemali przyznawanie się do bycia Majem wiązało się z karą śmierci. Utożsamiani byli oni z partyzantką, dlatego dyskryminowano ich, torturowano i właśnie zabijano. W związku z tym wielu Majów przez pokolenia ukrywało swoje pochodzenie i przynależność. Przejawiało się to m.in. w nadawaniu dzieciom zamerykanizowanych imion. Dlatego do dzisiaj w dalekim gąszczu dżungli możemy spotkać osoby nazwane jako Antoniobanders czy Salmahajek – pisane razem. Wszystko po to, by tylko odciąć się od kultury i tradycji.

Jednak obecnie obserwujemy powolne odradzanie się ich świadomości...

Dokładnie. Majowie coraz częściej czują dumę ze swojego pochodzenia. Ważną rolę w tym pełni ich język, który pozostał niezmieniony od setek lat. Jest źródłem mnóstwa informacji kulturowych, dzięki niemu poznajemy legendy, baśnie. To właśnie w tym języku opowiadane są przy ognisku historie będące nośnikiem informacji dla przyszłych pokoleń. Podobnie jest z wyszywanymi i tkanymi od wieków strojami, które świadczą o przynależności Majów. A majańskich grup etnicznych jest naprawdę bardzo dużo i każda ma swój język i swoje własne wzory. Tak naprawdę łączy ich tylko jedno – rytuał ognia, który wiązany jest z ich duchowym kalendarzem. Jego obchodzenie jest jednakowe na terenie całej Gwatemali i Meksyku, a także w części Hondurasu, Belize i w przeszłości w Salwadorze.

O co chodzi w zagrożeniu utraty duszy przez majańskie dzieci?

Dzieci Majów nie mają jeszcze zbudowanego systemu ochronnego dla swojej duszy, którą można skraść przez zrobienie zdjęcia. Kiedy widzą siebie na wyświetlaczu aparatu lub telefonu, to myślą, że są powieleni. Dlatego pod żadnym pozorem nie wolno ich fotografować. Ten zakaz wiążemy z szacunkiem do ich kultury i odmienności, a w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Jest to dobra wskazówka dla osób, które podróżują. Jeszcze w 1997 r. japońscy turyści zostali ukamienowani za to, że zrobili zdjęcie majańskiemu dziecku. Bierze się to z tego, że w miejscach daleko poza szlakiem turystycznym nadal nie działa prawo. Lincze społeczne oraz egzekwowanie kary tu i teraz ciągle mają miejsce.

Wśród Majów spędziłaś m.in. Boże Narodzenie i Nowy Rok. Obchodzenie tych świąt bardzo różni się od naszych?

Przyszło mi spędzić ten czas w zachodnich górach Gwatemali, gdzie nie świętuje się przyjścia Jezusa Chrystusa na świat. Było to moje pierwsze Boże Narodzenie bez Bożego Narodzenia. Jednak jest to moment, który Majowie mają zapisany w swoim kalendarzu świąt. W tym czasie szamani, wodzowie i starszyzna pilnują tego, aby nie skończył się świat. Pomagają im anioły. Wiąże się to z oparami dymu powstałego ze świeczek, tytoniu lub alkoholu, za pomocą którego oczyszczają się.

W poszukiwaniu Majów trafiłaś nawet do więzienia...

Wielki problem w Ameryce centralnej stanowią gangi. W Salwadorze i Gwatemali są one codziennym zmartwieniem dla wielu osób. Uznałam, że najlepszym odzwierciedleniem skali tego problemu są więzienia. Do jednego z nich trafiłam jako wolontariuszka. Poznałam tam osoby, które cieszą się, że tam trafiły, gdyż czują się w nich o wiele bardziej bezpiecznie niż na wolności. Spotkałam też kobiety, które były wcześniej w gangach. Udało mi się nawet zaprzyjaźnić z jedną dziewczyną. Z tej racji, że była moją rówieśniczką, mogłyśmy nawzajem przeglądać się w sobie. Uchyliła mi drzwi do tych zakamarków swojego świata, które zawsze stanowią intymną tajemnicę. Zobaczyłam wtedy, jak to działa od środka. To było dla mnie niesamowite spotkanie.

Czy potwierdzisz, że dużym problemem współczesnych Majów jest alkoholizm? Z czego się to bierze?

Problem alkoholizmu dotyczy wielu ludów rdzennych na całym świecie. U Majów bierze się on głównie z łatwej dostępności do mocnych trunków. Ponadto alkohol jest uwarunkowany w ich kulturze i stanowi część rytuałów. Służy do wypędzania demonów i oczyszczania człowieka. Często spotykałam się z ludźmi, którzy z tego właśnie powodu odcinali się od swoich tradycji. Byłam też w miejscach, gdzie w celu przeciwdziałania powszechnemu pijaństwu wprowadzono prohibicję. Jednak nawet tam, pod wieczór, widywałam słaniających się na nogach mężczyzn. O świcie żony wyciągały ich z publicznych więzień i dbały o to, by wytrzeźwieli. Następstwem problemu alkoholizmu wśród Majów są różne sytuacje patologiczne. Sama byłam świadkiem, jak syn ruszył z maczetą na swoją matkę. To są naprawdę przykre widoki.

Jakie są zasadnicze różnice w postrzeganiu świata przez Majów i współczesnych Europejczyków?

Jest to trudne pytanie, gdyż nie da się zwięźle na nie odpowiedzieć. Według mnie esencją podróży nie jest to, by odwiedzać różne miejsca i patrzeć na nie przez europejską soczewkę lub naszą kulturę. Ważne jest, by tam być i zacząć żyć jak miejscowa ludność. Zrozumieć ich ograniczenia – na przykład jeżeli chodzi o biedę – albo wszelkiego rodzaju zasady kulturowe. Jeżeli kobiety noszą tam spódnice, to nośmy je razem z nimi. Zachowujmy się tak jak one. Takie proste rzeczy sprawiają, że zaczynamy wsiąkać w ich kulturę i patrzymy na nią inaczej. Nie zadawajmy pytań, nie rozmawiajmy z nimi całymi dniami. Trwajmy w pokorze i zaczynajmy inaczej patrzeć na świat. Swoją książkę zatytułowałam „Na początku jest koniec”, gdyż w podróży do Majów starałam się pożegnać z naszym sposobem postrzegania świata. Chciałam wniknąć w inną kulturę i odmienny sposób pojmowania rzeczywistości, mimo że nie ze wszystkim się zgadzałam. W ten sposób w miejscach, gdzie nie dotarła jeszcze cywilizacja, doświadczałam bycia tu i teraz. Nie było w tym celowości, nie robiłam tego z jakiegoś powodu. Po prostu byłam w ich przestrzeni. Cieszyłam się tym. W naszej części świata zazwyczaj robimy coś, żeby osiągnąć jakiś cel. Bardzo trudno jest nam zagłębić się w tu i teraz i przyjąć to tak po prostu. U Majów znalazłam w tym jakiś rodzaj radości, budowania więzi, które są po to, aby były i żeby się nimi cieszyć.

Na koniec, który niech będzie początkiem naszego spotkania w Radzyniu Podlaskim, powiedz, czy udało ci się poznać i zrozumieć Majów?

To jest nieskończony proces. Z tego też powodu swoją książkę pisałam przez 5 lat. Wielokrotnie wracałam do odwiedzonych miejsc, do przeżytych historii, do nagrań dźwiękowych i video. Ponadto swoje doświadczenia weryfikowałam z życiem. Można powiedzieć, że dojrzewałam razem z tą książką i chyba nadal to robię. Ta podróż nie ma końca i może nie ma też początku. Znajduje się on pewnie w mojej praciekawości i chęci odkrywania. Nieważne, czy pojedziemy do Majów czy Radzynia Podlaskiego, w podróżowaniu chodzi o to, by ciągle być w pokorze i wdzięczności odkrywania. Niech podróże nas zmieniają, tak byśmy stawali się lepszymi ludźmi.

Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia w Radzyniu...

Z wielką przyjemnością was odwiedzę. Dziękuję za rozmowę, zaproszenie i do zobaczenia.

 

Data publikacji: 23.04.2021 r.

 

 

Moją największą fascynacją jest człowiek

W sali kameralnej Radzyńskiego Ośrodka Kultury odbyło się spotkanie z Weroniką Mliczewską. Podróżniczka opowiedziała o pojmowaniu czasu przez Majów, którzy stali się bohaterami jej książki pt. „Na początku jest koniec. Na szlakach duchowości Majów”. Prelekcja, odbywająca się w ramach „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”, była bogato zilustrowana fotografiami, filmami oraz dźwiękami.

 

 

Choć Weronika Mliczewska opowiadała o swej dalekiej podróży do Ameryki Środkowej w poszukiwaniu Majów i chęci odkrywania ich kultury, zastrzegła na wstępie, że w podróżach nie chodzi przede wszystkim o przebyte odległości. – Dla mnie podróż jest gotowością na zmianę, ale też zmianą, transformacją nas samych. Podsumowując zaś spotkanie stwierdziła: – Ta podróż nie przestała mnie zmieniać, uczyć, dla mnie nadal trwa.

W poszukiwaniu świata alternatywnego

Wyruszyła na wyprawę, mając 23 lata – po ukończeniu studiów antropologicznych w Londynie. Chciała znaleźć odpowiedzi na pytania: – Czy istnieje alternatywa tego, co widzę dookoła? Czy istnieją w innych kulturach ludzie, którzy ustawili życie według odmiennych reguł, zasad, czy oni zgodnie z nimi żyją? – Za punkt wyjścia wybrała czas: – Przeczytałam, że Majowie mają inny kalendarz. Zadałam sobie pytania: Co to znaczy?

W poszukiwaniu tych odpowiedzi wybrała nie miejsca znane, leżące na szlakach turystycznych, ale takie, które pozwoliłyby jej poznać mieszkańców tych terenów. Dlaczego? – Moją największą fascynacją w podróży jest człowiek: moją mapą, którą się tworzy w podróży są ludzie, ich historie – wyjaśniła podróżniczka.

Przyznała, że oczekiwała, iż odnajdzie świat z folderów reklamowych – zobaczy „prawdziwych” Majów – w wielkich pióropuszach, zachowujących tradycyjne rytuały, a zgodnie z mitem „szlachetnego dzikusa” – zakorzenionych w dawnej kulturze, uczciwych, honorowych, żyjących zgodnie z wyznawanymi zasadami.

Czas rozczarowań

W Gwatemali dowiedziała się, że nie ma ogólnego pojęcia „Majowie”. – W tym kraju jest 21 majańskich grup językowych, w Meksyku – 8, a jeszcze są w Hondurasie, Belize i Salwadorze – wyjaśniła. Mimo to wyruszyła w drogę. Podróż rozpoczęła w mieście Huehuetenango - ważnym węźle komunikacyjnym, skąd do majskich wiosek można dostać się pojazdem zwanym chicken bus – sfatygowanym autobusem z lat 70. wożącym nie tylko ludzi, ale i towary na targ – m.in. kury, stąd nazwa. Stan techniczny pojazdów i ich przeładowanie oraz stan dróg, szybka jazda powodują, że często dochodzi do tragicznych w skutkach wypadków.

Jej się udało szczęśliwie dotrzeć do Quetzalltenango, ale spotkało ją tam kolejne zaskoczenie: ludzie pytani przez nią, gdzie może spotkać Majów, bali się, wręcz ją uciszali. – Zdziwiłam się że nie przyznają się do wielkiej kultury, jaką reprezentowali w przeszłości. Okazało się, że nazwanie kogoś Majem to obelga, a przyznanie się do majskiego pochodzenia jest niebezpieczne – wyjaśniała podróżniczka. Wspomniała o dziewczynce, której matka nadała imię Salmahajek, by mogła ukryć swe prawdziwe pochodzenie i uniknąć dyskryminacji.

Przyczyną była wojna domowa w Gwatemali, trwająca od 1960 do 1996 r. W jej trakcie siły rządowe dokonały masowych masakr rdzennej ludności pochodzenia indiańskiego, doszło do ludobójstwa Majów. Przed 1996 r. przyznanie się do tego, że jest się Majem, było równoznaczne z wyrokiem śmierci. W wojnie zginęło ok. 200 tys. osób, głównie Majowie, przede wszystkim mężczyźni. W wielu rodzinach pozostały same kobiety z dziećmi, musiały stać się silne, by same sobie radzić.

Po 25 latach od zakończenia konfliktu zamiast mitycznych Majów w wielkich pióropuszach zobaczyła wielką biedę, pijanych mężczyzn leżących na ulicach, spotkała kobiety pozbawione praw, dzieci pozbawione możliwości nauki. – W rodzinach z gromadką dzieci, tylko jedno może się uczyć, idą z radością do szkoły, choć często muszą przebyć w jedną stronę kilka kilometrów boso, po górach. Ale w szkole, oprócz nauki, mają ciepły posiłek. Nie muszą pracować. Mogą sobie zapewnić lepszą przyszłość. – Weronika Mliczewska pokazała fotografię dwóch chłopców w wieku 5-6 lat, którzy na ulicy zarabiają czyszczeniem butów przechodniom.

Odwiedziła domy położone kilka minut jazdy od turystycznego centrum, w których rodziny głodują przez trzy miesiące w roku. Podstawowe pożywienie to kukurydza, z której robią tortille.

W Hondurasie dołączyła do grupy misjonarzy, którzy m.in. zajmowali się leczeniem. Pacjenci robili wszystko i mówili wszystko, by zabrać ze sobą jak najwięcej leków.

Przestała pytać, zaczęła rozumieć

Przyjechała badać fascynującą tradycyjną kulturę Majów. Tymczasem znalazła ludzi mieszkających na marginesie kultury konsumpcyjnej. – Mieszkałam z nimi w chatach z kurami, w kurzu, bez bieżącej wody i toalety, jadłam tylko tortillę i fasolę. Po 4 miesiącach się załamałam. Pytałam: Gdzie są ci wspaniali Majowie – w pióropuszach o wspaniałych tradycjach, przesiąknięci inteligencją przodków, uduchowieni? Jak ich szukać? – wyznała podróżniczka.

Ten kryzys sprawił, że zaczęła inaczej poznawać Majów. – Najpierw zadawałam wiele pytań, później zamilkłam, i zaczęłam im towarzyszyć – w praniu, zbiorze kukurydzy – mówiła i stwierdziła, że odtąd zaczęła lepiej ich rozumieć, bo spojrzała na nich inaczej – nie z perspektywy Europejczyka i jego sposobu widzenia świata, europejskich definicji. Zrozumiała, że są różne odpowiedzi na pytania. Gdy pytała, co znaczy być kobietą, otrzymywała odpowiedzi pytanie: A umiesz robić tortillę? Gdy zapytała, co jest po śmierci, mężczyzna zagrał na harfie i zaśpiewał dziewięć pieśni. – W pieśniach jest cała opowieść o życiu. Kto się ich nauczy, pójdzie do nieba – odpowiedział.

– Majowie nie chodzą do szkół, nie mają takich formułek jak my, nie ma takich odpowiedzi jak w naszych testach. Na zadane pytanie można dać odpowiedź a, b albo i c, może jest x, można też zaśpiewać i zatańczyć. Chciałam zobaczyć inny świat, to zobaczyłam – podsumowała Weronika Mliczewska.

Czas jest spiralą

Inny jest podział czasu. Nie przebiega on w formie linearnej, ale spiralnej. Majowie nie wierzą w koniec świata. To, co jest końcem pewnego etapu, stanowi początek czegoś nowego. Stare żegnają „spalając” w ogniu to, co było złe, oczyszczając się z grzechów. Tak dzieje się w Nowy Rok (co 9 miesięcy). Rytm dni wyznacza zapalanie codziennie jednej świeczki – każdy dzień ma inną intencję, wskazywaną dla całej społeczności przez szamana.
Sacrum i profanum łączy się w człowieku

– Majowie nie mają podziału na ciało i ducha, wszystko łączy się przez człowieka sacrum i profanum. Rytuał oczyszczenia może być praniem. Inne przykłady: zabawa w latawce. Puszczanie pięknych, bogato zdobionych latawców w Święto Zmarłych to forma komunikacji z duszami przodków – połączenie nieba z ziemią – kontynuowała Weronika Mliczewska.

By bliżej poznać duchowość Majów, udała się do tradycyjnej wioski. Na wejście czekała 12 dni. – Po dwóch tygodniach oczekiwania starszyzna wydała mi pozwolenie: dostąpiłam zaszczytu, że mogłam zamieszkać z jedną rodziną w kurniku – wspominała. – Ponieważ Majowie wierzą, że od mydła można zetrzeć duszę, myją się w pomieszczeniu przypominającym saunę, gdzie są gorące kamienie polewane wodą. – Jest to praktykowane, w surowym klimacie górskim, nie tylko oczyszcza, ale i rozgrzewa ciało.

Zaintrygowała ją świątynia – budowla przypominająca kościół chrześcijański, nawet z krzyżem na szczycie. W wierzeniach Majów panuje synkretyzm, chrześcijaństwo zostało pomieszane z tradycyjnymi wierzeniami. W pustym wnętrzu świątyni ustawionych jest 12 figur, każda ma na piersiach lusterko. – To są nasi bogowie. Najważniejszy jest św. Michał – bóg słońca i burzy, a to św. Eulalia – od deszczu – wyjaśniali jej mieszkańcy wioski.

Do „kościoła” szaman wchodzi przez ozdobny łuk – symbol życia. Jego dopełnieniem jest forma hamaka, w jakich są chowani zmarli. Razem tworzy to zamkniętą figurę symbolizującą przestrzeń świętą – życie i śmierć. To również nawiązanie do tradycyjnych wierzeń Majów.

Majowie nie mają podziału na ciało i ducha, sacrum i profanum łączy się przez człowieka. Pranie może być rytuałem oczyszczenia. Cały czas żyją w świętej przestrzeni: zaznaczają ją grą, okadzaniem, światłem świec, bombami–fajerwerkami, jakie odpalają w czasie procesji, by odgonić demony. Podróżniczka uczestniczyła w wielogodzinnym tańcu, podczas którego tancerze patrzą w ziemię – to hołd dla matki ziemi, wyraz wdzięczności za plony.

Słowa mają moc

Słowo do dźwięk, dźwięk to wibracja – daje energię wszystkiemu dokoła. Słowa mają fizyczną moc, dlatego wierzą, że mogą uzdrawiać słowem, wypowiedzenie intencji sprawia, że to się może stać i się dzieje. Podróżniczka rozmawiała z szamanką, która zamiast „diablo” (diabeł), mówiła „diabro”, zmieniała jedną głoskę, by nie przywoływać złej energii związanej z tym słowem.

Ty jesteś drugim ja

Kolejną zasadę duchowości Majów poznała na tradycyjnej wielkanocnej procesji, która połączona jest z obrzędem wprowadzenia młodych chłopców w dorosłość. Grupa młodych mężczyzn 12 godzin idzie po pięknym dywanie ułożonym z kwiatów. Niosą na ramionach ciężką skrzynię – mówią, że jest to trumna z Jezusem. Idą w upale, bez przerw, 2 kroki do przodu, jeden do tyłu. W drodze często słabną i mdleją, ale są razem, tak blisko, że podtrzymują się wzajemnie. – I to jest inspirująca lekcja: ty jesteś drugim ja, istniejesz dzięki relacjom z drugim człowiekiem, nic nie istnieje bez odniesienia do drugiego człowieka. Tradycje Majów związane są z tymi relacjami – wyjaśniała Weronika Mliczewska i nawiązała do wspomnianych figur świętych („bogów”), które mają lustra na piersiach. – Tylko tam mogą się przejrzeć – w czyimś sercu i odbiciu. Nic nie istnieje bez odniesienia do drugiego człowieka. Bez ciebie nie ma mnie, istniejemy tylko dzięki relacjom, jakie tworzymy z drugim człowiekiem – podkreślała podróżniczka.

A na koniec podsumowała swoją wyprawę w słowach: – Podróż nie przestała mnie uczyć, zmieniać. Dla mnie nadal trwa. Myślę, że nasza otwartość na to, by zmieniać się z tym, co nam niesie życie, jest rodzajem podróży, która się gdzieś zaczyna, ale będzie trwać długo w różnych cyklach czasu. Na początku jest koniec.

Na „Radzyńskie Spotkania z Podróżnikami” zaprosił Burmistrz Radzynia Podlaskiego Jerzy Rębek oraz Starosta Radzyński Szczepan Niebrzegowski, a także organizatorzy: Radzyński Ośrodek Kultury i działające przy nim Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik”. Sponsorami wydarzenia byli: firma drGerard, Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych oraz Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Radzyniu Podlaskim. Spotkanie patronatem objął ogólnopolski miesięcznik „Poznaj Świat”, Biuletyn Informacyjny Miasta Radzyń oraz portal Kocham Radzyń Podlaski i Telewizja Radzyń.

Anna Wasak

 

 

Data publikacji: 1.09.2021 r.

 

 

obraz001
obraz002
obraz003
obraz004
obraz005
obraz007
obraz008
obraz009
obraz011
obraz012
obraz013
obraz014
obraz016
obraz018
obraz019
obraz020
obraz021
obraz022
obraz023
obraz024
obraz027
obraz030
obraz031
obraz032
obraz033
obraz034
obraz035
obraz036
obraz038
obraz039
obraz040
obraz041
obraz042
obraz043
obraz044
obraz046
obraz047
obraz049
obraz050
obraz053

 

 

 

 

„Na początku jest koniec. Na szlakach duchowości Majów”

Rok wydania: 2017

 

 

Reportaż z ponad półrocznej wyprawy do świata dzisiejszych Majów. Autorka, antropolożka stając się cichym obserwatorem ich codziennego życia, podejmuje próbę poznania i zrozumienia różnić kulturowych oraz odmiennego pojmowania czasu. Książka jest nie tylko relacją z niezwykłej wędrówki przez świat Majów (Mundo Maya), czyli tereny dzisiejszej Gwatemali, Meksyku, Hondurasu, Belize i Salwadoru, lecz przede wszystkim zapisem spotkań z ludźmi i wsłuchiwaniem się w ich historie. Zgłębiając kolejne opowieści, stajemy się świadkami odkrywania prawdy o dzisiejszych Majach i ich życiu, bez ubarwień i bez romantycznego mitu o duchowości i szamanach. Poznajemy Majów uwikłanych w swój kontekst kulturowy i społeczny, zarówno takich, którzy chcą odciąć się od korzeni i zapomnieć o swoich tradycjach, jak i tych, którzy nadal podtrzymują kulturę przodków i odprawiają rytuały związane z kalendarzem duchowym.

Wśród wielu niezwykłych historii, tworzących mozaikowy obraz świata Majów, są między innymi i te o majańskich kobietach i ich doświadczeniu wojny domowej. Autorka poznaje ich strach i chęć odcięcia się od korzeni, które skazały ich mężów na śmierć. Inna opowieść dotyczy Santiago, który ryzykując wszystko, wysyła swojego syna do USA i chciałby zapomnieć o swoich tradycjach. W Hondurasie antropolożka pokazuje oblicze trzymiesięcznego głodu, który przychodzi do nich co roku. W Gwatemali zostaje wolontariuszką w więzieniu, co pozwala jej zaprzyjaźnić się z dziewczyną z gangu i tym samym poznać zasady jego działania. Ostatni „etap” podróży prowadzi do ukrytych i odciętych od cywilizacji wiosek, gdzie autorka wnika w świat majańskiej duchowości. Pozwala jej to na nowo zrozumieć otaczający ją świat. Obserwuje między innymi ceremonie Nowego Roku Majów i rytuały „pięciu dni nieszczęśliwych” agrarnego kalendarza Majów. Dzięki cierpliwemu zagłębieniu się w kulturę Majów oraz ich problemy autorka poznaje wymiary duchowości ukryte poza europejskimi sposobami rozumienia ich, co zmienia ją i jej pojmowanie świata.

Książka Weroniki Mliczewskiej to przede wszystkim piękna historia o cierpliwości, pokorze oraz szacunku do drugiego człowieka, do jego odmienności i tradycji. To książka o sile ciszy i milczenia…

Źródło: https://muza.com.pl/