Katarzyna Łoza

Katarzyna Łoza urodziła się w Warszawie. Studiowała etnologię i antropologię kultury na tamtejszym uniwersytecie. Od 2004 roku mieszka we Lwowie, który odkrywa, także przed Polakami. To wieloletnia przewodniczka, założycielka biura wycieczkowego. Prowadzi blog lwow.info, jest autorką artykułów poświęconych miastu i książki o Cmentarzu Łyczakowskim. Napisała książkę „Ukraina. Soroczka i kiszone arbuzy”, wydaną w 2022 roku, tuż po wybuchu wojny. Jest w niej o miastach, które wyglądają już inaczej oraz świat, którego już nie ma.

 

 

 

Ukraińskie spotkanie w Radzyniu

Radzyński Ośrodek Kultury i działające przy nim Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik” zapraszają na spotkanie z Katarzyną Łozą, autorką książki „Ukraina. Soroczka i kiszone arbuzy”, która przyjedzie do Radzynia prosto ze Lwowa. Wydarzenie odbędzie się we wtorek 30 sierpnia, początek o godz. 18.00 w sali kameralnej Radzyńskiego Ośrodka Kultury (ul. Jana Pawła II 4). Wstęp wolny.

 

 

Jak pisze wydawca – ta książka miała ukazać się w innych okolicznościach. „Kiedy dwa lata temu zaczynaliśmy nad nią pracować, chcieliśmy wydać tytuł, który pomoże nam poznać sąsiadów – zarówno tych zza naszej wschodniej granicy, jak i tych, którzy tak licznie żyją między nami. Chcieliśmy, aby Katarzyna Łoza – popularna przewodniczka po Lwowie – wskazała czytelnikom miejsca, które warto odwiedzić, i opowiedziała o historii i współczesności Ukrainy tak zajmująco, jak tylko ona potrafi. To miała być książka, którą można byłoby wrzucić do plecaka i ruszyć w fascynującą podróż po pięknym kraju. Dzisiaj to niemożliwe.

Kiedy pod koniec grudnia zeszłego roku autorka stawiała ostatnią kropkę, rosyjskie wojsko czekało już u granic Ukrainy. Jej opowieść kończy się w momencie zawieszenia i obawy – obawy, która się ziściła. Wojna trwa już w całej Ukrainie, nie tylko na wschodzie kraju. Miasta opisane przez Katarzynę Łozę – Kijów, Odessa, Chersoń, Charków – zostały zaatakowane przez Rosję. Oglądamy je w telewizji i na ekranach naszych telefonów. Patrzymy na bombardowane budynki i ofiary wojny.

Książka trafiła do druku tuż przed rosyjską inwazją. Kiedy do niej doszło, zastanawialiśmy się razem z autorką, co zrobić – jak zareagować, jak pomóc. Nie zmieniliśmy ani przecinka. Zrozumieliśmy, że teraz to coś więcej niż książka podróżnicza. Teraz to opowieść o tym, co jest na szali – o tym, o co walczy bohaterski naród ukraiński, o bogatej historii, tożsamości, ale i normalnym życiu. Chcemy wspomóc ich w tej walce”.

Katarzyna Łoza urodziła się w Warszawie. Studiowała etnologię i antropologię kultury na tamtejszym uniwersytecie. Od 2004 roku mieszka we Lwowie, który odkrywa, także przed Polakami. To wieloletnia przewodniczka, założycielka biura wycieczkowego. Prowadzi blog lwow.info, jest autorką artykułów poświęconych miastu i książki o Cmentarzu Łyczakowskim. Napisała książkę „Ukraina. Soroczka i kiszone arbuzy”, wydaną w 2022 roku, tuż po wybuchu wojny. Jest w niej o miastach, które wyglądają już inaczej oraz świat, którego już nie ma.

Na „Radzyńskie Spotkania z Podróżnikami” zaprasza Burmistrz Radzynia Podlaskiego Jerzy Rębek oraz Starosta Radzyński Szczepan Niebrzegowski, a także organizatorzy: Radzyński Ośrodek Kultury i działające przy nim Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik”. Sponsorami wydarzenia są: firma drGerard, Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych oraz Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Radzyniu Podlaskim. Patronat nad spotkaniem objął ogólnopolski miesięcznik „Poznaj Świat”, portal Kocham Radzyń Podlaski, Telewizja Radzyń, Biuletyn Informacyjny Miasta Radzyń oraz Informator Powiatowy.

 

Data publikacji: 2 sierpnia 2022 r.

 

 

Ukraina po zwycięstwie nie będzie już taka sama

Wywiad Roberta Mazurka z Katarzyną Łozą, autorką książki „Ukraina. Soroczka i kiszone arbuzy”

 

 

Co sprawiło, że związałaś się z Ukrainą na długie lata?

Zainteresowanie wschodem, krajami obszaru postsowieckiego, tematyką dawnych polskich kresów, ale też przypadek. W czasie studiów wielokrotnie jeździłam na Litwę, na Białoruś i do Ukrainy. Lwów oczarował mnie na tyle, że chciałam tam wracać i tak poznałam przyszłego męża. To zadecydowało, że zostałam tam na stałe.

Książka „Ukraina. Soroczka i kiszone arbuzy” jest o...

Jak wskazuje tytuł to pozycja o bliskim kraju, ale bardziej o Ukraińcach. Starałam się pokazać państwo przez pryzmat mieszkańców, opowiadając ich historie, ale także podzielić się doświadczeniami z prawie dwudziestoletniego pobytu w tym kraju. Dlatego książka składa się w dużej mierze z opowieści: moich, tych z najbliższego otoczenia i poznanych przygodnie w trakcie podróży. Jest w niej dużo o życiu codziennym, o świętowaniu, które Ukraińcy uwielbiają. Także o kuchni, która na pierwszy rzut oka wydaje się podobna do naszej, ale po bliższym przyjrzeniu się kryje wiele niespodzianek (jak choćby tytułowe kiszone arbuzy). Poruszam w niej też tematy społeczne, kwestie miejsca kobiet w społeczeństwie, piszę o tym jak ważnym, ale nie przełomowym wydarzeniem był Majdan.

Publikacja trafiła do druku tuż przed wybuchem lutowej wojny. Napisałaś, że nie wiesz, czy się boisz rosyjskiej inwazji. Jak jest dzisiaj? Czujesz się już bezpiecznie?

Niestety, dziś w Ukrainie nikt nie może czuć się do końca bezpiecznie. Mieszkamy 1000 km od strefy frontowej, ale również do Lwowa dolatywały rosyjskie rakiety, ginęli ludzie. Świadomość zagrożenia nie jest jednak tożsama ze strachem. Wybuch wojny mnie nie przestraszył, raczej zaskoczył, bo do ostatniej chwili nie wierzyłam, że inwazja na taką skalę naprawdę się zdarzy. Nie panikowaliśmy, raczej zastanawialiśmy się nad różnymi scenariuszami rozwoju wydarzeń, mieliśmy kilka sposobów postępowania, ale wojna jest na tyle nieprzewidywalna, że planowanie mija się z celem. Na szczęście Lwów nie został ogarnięty działaniami wojennymi, stał się schronieniem dla uchodźców, a życie toczy się tu w miarę normalnie.

Dlaczego Putinowi zależy, by Ukraina była pod wpływem Moskwy?

Marzy o odrodzeniu imperium, chciał zapisać się w historii jako jego budowniczy. Wzorem dla niego jest carska Rosja, choć metody, którymi się posługuje są rodem z ZSRR – Putin był przez wiele lat oficerem KGB. Rosja w obecnym kształcie ma zbyt mały potencjał, aby to marzenie urzeczywistnić, ale są ciągłe próby podporządkowania sobie innych krajów: Czeczenii, Białorusi, Gruzji, Kazachstanu, a teraz Ukrainy. Bez Ukrainy, zasobnej w bogactwa naturalne, ziemie, mającej duży potencjał ludzki, nie jest możliwe stworzenie Sojuszu Euroazjatyckiego. Tworu, który na arenie międzynarodowej mógłby skutecznie konkurować z Chinami i USA. Idee „ruskiego miru” – obszaru wyznającego wspólne z Rosją idee, język i religię, oczywiście pozostającego pod wpływem Kremla – promował Aleksander Dugin, który niedawno o mało co nie został ofiarą zamachu w Moskwie (zginęła w nim jego córka).

W Polsce duże emocje wywołują doniesienia o ostrzałach Lwowa, w którym mieszkasz od 2004...

Lwów stara się żyć normalnie, działają przedsiębiorstwa, instytucje państwowe i samorządowe, prywatne firmy a nawet hotele i restauracje. Jednocześnie, jak mówiłam, jest miastem, który przyjął dużą liczbę uchodźców (ponad 200 tys.), co słychać na ulicach – w mieście pojawił się niesłyszany wcześniej język rosyjski, co wywołuje wiele dyskusji a nawet niezadowolenia. Do Lwowa przeniosły się firmy, przedsiębiorstwa z zagrożonych regionów Ukrainy, a także niektóre instytucje kulturalne oraz uczelnie. Jednocześnie stał się ważnym zapleczem dla frontu, miastem w którym działa wiele fundacji i organizacji wspierających żołnierzy, wolontariuszy. Nieprzerwanie od 2014 roku pracuje choćby kuchnia przygotowująca posiłki dla walczących.

Ale ta wojna trwa od lat...

Tak, mamy tego świadomość, tym bardziej, że to właśnie ze Lwowa poszła na front w 2014 roku duża liczba ochotników. Praktycznie każdy miał z rodziny lub wśród znajomych kogoś, kto z tej wojny nie wrócił. Teraz inwazja jest na dużo większą skalę. Linia frontu to ponad 1000 km, a jeśli dodamy do tego granicę ukraińsko-białoruską to będzie nawet 2500. Z tamtej strony także mamy zagrożenie, bo część ostrzałów rakietowych jest z terenów Białorusi. Nie ma gwarancji, że Łukaszenka nie udostępni państwa również dla inwazji lądowej, a może nawet włączy się do wojny. Tak jak mówiłam, życie we Lwowie toczy się na pozór normalnie – działają kawiarnie, ale jednocześnie w kościele garnizonowym na Starym Mieście są codziennie pogrzeby poległych.

Czy można mówić już o braterstwie polsko-ukraińskim?

Ukraińcy nie lubią mówić o braterstwie między narodami, bo mają złe doświadczenia po wieloletnim wtłaczaniu im do głów tezy o bratnich narodach ukraińskim, rosyjskim i białoruskim, która okazała się nie tylko fałszywa, ale wręcz szkodliwa. Dlatego wolą mówić o przyjaźni lub o partnerstwie. Pomoc jest bardzo doceniana, a Polacy już na długo przed wojną cieszyli się ogromną sympatią. Prezydent Andrzej Duda ma chyba w Ukrainie większe poparcie niż w swoim kraju. Niedawno pamiątkowa płyta z jego nazwiskiem została umieszczona w kijowskiej Alei Odwagi.

Po wybuchu wojny podniosło się wiele głosów, żeby nie mówić już „na Ukrainie” ale „w Ukrainie”. Dlaczego to takie ważne?

Jest to ważne dlatego, że formę na Ukrainie świadomie i z premedytacją wykorzystuje Putin celem poniżenia narodu i podkreślenia, że Ukraina jest niesłusznie oderwaną częścią imperium. Używanie przyimka „w” podkreśla więc podmiotowość państwa. Oczywiście forma „na” pozostaje poprawna i osadzona historycznie w języku polskim, w dodatku nie ma ona takich negatywnych konotacji, jak w języku rosyjskim, jednak jeśli chcemy mówić o przyjaźni polsko-ukraińskiej to warto brać pod uwagę odczucia drugiej strony, tym bardziej, że forma „w” była niegdyś w polszczyźnie, a używał jej między innymi Słowacki.

Z Chersonia – miasta arbuzów i pomidorów – oraz Doniecka – miasta miliona róż – niewiele zostało. Ruiny to teraz swoisty pomnik sąsiedzkiej agresji. Czy można mówić już o bezpowrotnej stracie tych, ale i wielu innych miast wschodniej i południowej Ukrainy?

Zarówno Chersoń jak i Donieck znalazły się pod rosyjską okupacją. Miasta zostały zajęte szybko i praktycznie bez walk, za wyjątkiem lotniska w Doniecku (przełom 2014 i 2015 roku), więc nie zostały do końca zniszczone. Do Chersonia okupanci wkroczyli w tym roku. Zupełnie inna jest tam sytuacja jeżeli chodzi o poparcie miejscowej ludności. W Doniecku jest ono duże, utworzono nawet istniejący do dziś twór quasi państwowy – Doniecką Republikę Ludową. Ci, którzy jej nie popierali, wyprowadzili się do innych miast po 2014 roku. W Chersoniu jest natomiast ogromny sprzeciw przeciwko władzom okupacyjnym, w mieście organizowane były wielotysięczne mityngi pod ukraińską flagą, działa partyzantka, organizowane są akcje dywersyjne. Okupantom było bardzo trudno utrzymać władzę w mieście. Mam nadzieję, że niedługo Chersoń wróci do Ukrainy, razem z... najlepszymi arbuzami. Zrujnowane zostało natomiast inne duże miasto południa – położony w obwodzie donieckim portowy Mariupol. Ludność cywilna przeżyła koszmar podczas ostrzałów, zginęły dziesiątki tysięcy, a infrastruktura jest prawie w 100% uszkodzona. Uchodźcy z Mariupola, a jedną z takich rodzin gościliśmy u nas we Lwowie, żyją z poczuciem ogromnej straty – nawet jeśli Mariupol wróci do Ukrainy, to potrzeba lat na odbudowę, a jeszcze więcej czasu na zabliźnienie się ran w psychice.

Napisałaś w książce, że polski profesor zapytał kiedyś ukraińskich studentów co wybierają: „Stabilizację czy kryzys?”. Odpowiedzieli, że kryzys, bo jest szansą na zmianę. Czy właśnie dzięki takiemu podejściu Ukraińcy radzą sobie tak świetnie na froncie?

Wielokrotnie zauważyłam, że tak jest. Ukraińcy, w przeciwieństwie do Rosjan, nie boją się sytuacji kryzysowej, podchodzą do niej jak do zadania, szansy. Na to, jak Ukraińcy radzą sobie na froncie miało wpływ szereg czynników. Jednym z nich jest fakt, że wojna rozpoczęła się w 2014 roku. Czas, który mijał od jej wybuchu wykorzystywali na przygotowanie się do kolejnej inwazji. Szkolili się, kupowali sprzęt wojskowy, ale zaszła też ważna zmiana w społeczeństwie, które aktywnie pomaga walczącym. Myślę, że swoją rolę odgrywa także mit kozaczyzny – Ukraińcy od małego wychowywani są w przekonaniu, że ich przodkowie byli waleczni, odważni aż do brawury, zdolni do wielkich rzeczy, a jednocześnie pełni humoru i jak to dzisiaj powiedzielibyśmy, luzu. Wierząc, że odziedziczyło się takie geny, łatwiej stanąć do walki. Stąd pewnie te krążące po Internecie filmiki, na których żołnierze tańczą i śpiewają w okopach.

Stereotypowo uważa się, że zachód jest ukraińskojęzyczny, a wschód – rosyjskojęzyczny. Jest tak w istocie?

Stereotyp. W rzeczywistości podziały przebiegają trochę inaczej – na przykład wsie na wschodzie są ukraińskojęzyczne, nawet w najdalej wysuniętym Donbasie. Rosyjskojęzyczne miasto to efekt długotrwałej polityki, narzucanie rosyjskiego i rugowania ukraińskiego z życia publicznego i kultury. Proces ten rozpoczął się jeszcze w XVIII wieku, a bardzo przybrał na sile pod koniec XIX wieku. W 1876 roku carat ukazem emskim zakazał używania ukraińskiego w piśmie. Władza sowiecka początkowo dała swobodę używania języka, ale bardzo szybko się to zmieniło, choć w innej formie: to rosyjski był oficjalnym językiem dokumentacji, nauki, jedyną drogą awansu zawodowego. Nawet nauczyciele za wykładanie po rosyjsku mieli wyższe pensje.

Opisujesz Kijów jako miasto wielu sprzeczności. W czym one się najbardziej przejawiają?

Nie sprzeczności, a raczej kontrastów. Są bardzo duże różnice społeczne, możemy spotkać na ulicy babcię sprzedającą kwiaty z własnego ogródka za parę kopiejek, a za rogiem supermarket z luksusowymi towarami, na przykład z szampanem za ponad 100 000 hrywien butelka. Również miasto jest pełne kontrastów: ucierpiało mocno w czasie wojny. Stare carskie kamienice sąsiadują z blokami z czasów komunistycznych i nowoczesną, ale mocno chaotyczną zabudową. Na pierwszy rzut oka Kijów sprawia wrażenie brzydkiego miasta, w którym nic do siebie nie pasuje, ale po głębszym poznaniu wciąga i zachwyca.

Napisałaś, że jedzenie to język miłości. Co cię w nim tak urzekło?

W kuchni bardzo cenne jest to, że potrawy przygotowywane są z prostych, nieprzetworzonych produktów, takich bez przemysłowej obróbki. Na bazarach można na przykład kupić naturalną śmietanę, jajka ze wsi i warzywa z własnego ogródka. Nawet najprostszy barszcz ugotowany z takich produktów będzie smakował inaczej niż ten na warzywach z supermarketu. Ukraińska kuchnia jest też bardzo różnorodna, wchłonęła też sporo z innych kultur. A szczególnie różni się południe kraju, obfitujące w ryby morskie i to z wielkich rzek, ale też warzywa i owoce dojrzewające na słonecznym stepie.

Obalmy wreszcie mit pierogów ruskich, które nie mają nic wspólnego z... Rosją.

Ruskie, czyli... z Rusi. A Ruś to Ukraina. Jeszcze przed drugą wojną światową, a w II Rzeczypospolitej, Ukraińców nazywano powszechnie Rusinami.

Jest jeszcze ta kwestia barszczu...

To temat na odrębny wywiad. To nie tylko danie, ale zjawisko kulturowe, nie bez powodu został on niedawno wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W Ukrainie powstał nawet serial kulinarny o barszczu, bo ma on wiele odmian regionalnych.

Napisałaś, że „ze Lwowa Ukrainy nie zobaczysz”. To, gdzie jej szukać?

Dalej na wschód. Na dzikich polach, w Kijowie. Główne filary i fundamenty tożsamości to Ruś Kijowska i kozaczyzna, trzeba więc dotrzeć na te tereny, gdzie żywe są tradycje tych dwóch okresów historycznych. W Kijowie możemy podziwiać Sofię Kijowską, świątynię wybudowaną w początkach XI wieku na wzór słynnej Hagia Sophia, a także pochodzący z tego samego okresu klasztor, Ławrę Peczerską. Jeśli chodzi o zabytki kozackie, to możemy obejrzeć rekonstrukcję Siczy – obozu, wybudowanego na wyspie Chortyca w Zaporożu, ale także szereg zabytków tak zwanego kozackiego baroku – głównie cerkwi fundowanych przez starszyznę. Inna jest też mentalność współczesnych Ukraińców, tych mieszkających w Kijowie i we Lwowie.

Czy widzisz zmiany odkąd zaczęłaś tam regularnie bywać?

Tak, oczywiście. Ukraina to kraj, który nieustannie zmieniał się jeszcze na długo przed wybuchem wojny, a tym bardziej zmienia się w jej trakcie. Teraz procesy przybrały na sile, toczą się bardzo burzliwe dyskusje o języku, religii, tożsamości. Ogromna liczba wewnętrznych uchodźców sprzyja też wymianie doświadczeń pomiędzy regionami. Ukraina po zwycięstwie nie będzie już taka sama...

 

Data publikacji: 26 sierpnia 2022 r.

 

 

Soroczka i kiszone arbuzy

30 sierpnia 2022 roku, w sali kameralnej Radzyńskiego Ośrodka Kultury miało miejsce spotkanie z Katarzyną Łozą, autorską książki „Ukraina. Soroczka i kiszone arbuzy”. Podróżniczka przybliżyła zebranym historię i kulturę oraz opisała aktualną sytuację wschodniego sąsiada.

 

 

Po raz pierwszy znalazła się tam trochę przypadkiem. Jako studentka I roku etnologii zaplanowała sobie w 1997 roku pierwszą podróż zagraniczną. Wyjechała z dwojgiem przyjaciół w Karpaty. Była zainteresowana właśnie tym krajem, bo to na wschodzie zachowało się wiele z tradycyjnej kultury, a społeczeństwo jest tam wielonarodowościowe, wielokulturowe i różnorodne pod względem religijnym. Ta różnorodność pociągała ją, intrygowała. Ukraina była wtedy młodym państwem, dopiero co oddzieliła się od ZSRR. Odzyskała niepodległość. Było więc w niej to, co kazało wracać, poznawać ją coraz głębiej. No i było jeszcze... ktoś – tam bowiem znalazła miłość swego życia, przyszłego męża. W 2004 roku zamieszkała na stałe we Lwowie. Wielu dziwiła ta decyzja, bo kierunek zmiany miejsca zamieszkania był zaskakujący.

– Nie było to proste, mąż zarabiał 100 dolarów, a mieszkanie kosztowało 120. Podnajmowaliśmy pokój, a mieszkaliśmy w przechodnim – wspominała. Od tamtego czasu Ukraina się zmieniła. – Trudno powiedzieć, czy żyje się gorzej niż w Polsce, na pewno są większe dysproporcje społeczne: wielu obywateli żyje poniżej granicy nędzy, ale jest też wielu bajecznie bogatych, bogatszych niż ci najbogatsi w Polsce. Poziom życia zależy więc od tego, do której grupy należymy. Jakoś dawaliśmy i dajemy sobie radę. Warto jednak zauważyć, że kilka sfer życia wygląda lepiej niż w Polsce, np. służba zdrowia. Nie ma choćby kolejek do lekarzy.

Soroczka i kiszone arbuzy

W tytule książki znalazły się dwa określenia: jedno niezrozumiałe (soroczka), a drugie trochę dla nas dziwne (kiszone arbuzy).

– Tytułowa „soroczka” to haftowana koszula – męska lub damska. Nie jest to typowy strój ludowy, podkreśla tożsamość narodową. Ukraińcy sięgają po soroczki idąc na uroczystości państwowe, ważne wydarzenia społeczne, rodzinne – wyjaśniała autorka.

A kiszenie jest bardzo popularną formą przechowywania warzyw. – Tam kisi się wszystko: kapustę, ogórki (ten kiszony ma nawet swój pomnik), bakłażany, marchewkę, czosnek, kapustę w buraczkach, no i... arbuzy. To wszystko można kupić na bazarze we Lwowie. Uprawa arbuzów jest jednak charakterystyczna dla południa, popularna szczególnie w okolicach Chersonia. Arbuzów jest tak dużo, że mieszkańcy nie są w stanie ich zjeść od razu, dlatego przerabiają w różny sposób: grillują, robią powidła ze skórek lub „miód arbuzowy” – taki zagęszczony sok. – Te najlepsze, kiszone, są oczywiście w Chersoniu. Zbiór arbuzów jest zawsze w październiku.

Jeśli chodzi o tradycyjne potrawy, popularne także w Polsce, to Katarzyna Łoza dłużej zatrzymała się przy barszczu ukraińskim i pierogach ruskich, które pojawiają się w naszych sklepach już pod nazwą... ukraińskie.

Barszcz to temat na odrębne spotkanie, ponieważ to nie tylko danie, lecz zjawisko kulturowe. Jest potrawą wspólną dla całego kraju, jednoczy Ukraińców, ale może występować w wielu wersjach: od najprostszej do bardzo wykwintnej, zależy to od sposobu przyrządzenia (gotowany na mięsie, rybach, grzybach) i użytych warzyw (oprócz podstawowych mogą być bakłażany, gruszki, śliwki, kabaczki, papryka). Barszcz jest improwizacją jak... jazz – podsumowała autorka. UNESCO wpisała barszcz na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego świata jako potrawę ukraińską, ale wcześniej była ostra rywalizacja z Rosją. W telewizji pokazano nawet nie tak dawno kilkunastoodcinkowy serial, w którym kucharz-celebryta jeździ po Ukrainie i gotuje barszcz.
– Pierogi ruskie – to są tak naprawdę pierogi... ukraińskie, bo Ruś i Ukraina to równoprawne nazwy. Rusią nazywano dawne ziemie Rzeczpospolitej – wyjaśniła prelegentka. Objaśniła też inne charakterystyczne zjawiska kulturowe. A jedno z nich wiąże się ze słowem „porobiony”.

Ukraińcy lubują się w ezoteryce, mają swe wróżki, tak jak my lekarzy. Jest nawet show w telewizji o tej tematyce. Teraz najbardziej popularne są „proroctwa” dotyczące wojny – wróżki, osoby uznawane za paranormalne i celebryci przedstawiają prognozy. Właśnie z aktywnością wróżek wiążę się zwrot „mieć porobione”. Nieco przypomina polskie „mieć przechlapane”. „Ma porobione” ktoś, na kogo wróżka rzuciła urok i potem zaczyna mu się źle wieść. Ten stan można zmienić idąc do innej wróżki, żeby tamten urok odczyniła...

Inny charakterystyczny zwrot to „wprowadzić się do czyjegoś życia”. Oznacza kupno mieszkania z rzeczami po poprzednich właścicielach – z meblami, ubraniami i innymi przedmiotami stanowiącymi historię rodzinną. Ma to swe uzasadnienie. W ZSRR panowała bieda, więc niczego się nie wyrzucało, a rzeczy były gromadzone przez dziesięciolecia. Obecnie sytuacja się zmienia, społeczeństwo się bogaci, a mieszkania wynajmuje się już po remoncie.

Wojna

W rozmowie z publicznością nie mogło zabraknąć tematu wojny. – Wybuch nie był dla nas zaskoczeniem, bo od dłuższego czasu było narastające napięcie. Zaskoczyła nas tylko skala inwazji. Nawet w najczarniejszych scenariuszach nikt nie przewidywał aż takiej agresji – spodziewaliśmy się ataku na Kijów, ale nie tego, że zaatakowane zostaną wszystkie obwody, łącznie ze Lwowem. Byliśmy zszokowani, panował chaos. Wielu zdecydowało się na szybki wyjazd z kraju, na granicach były nawet 30-kilometrowe kolejki. Po kilku tygodniach w zamknięciu, ludzie wyszli jednak z domów i życie zaczęło wracać na ulice. Teraz są już pootwierane kawiarnie i restauracje. Życie we Lwowie toczy się prawie normalnie. Jest w miarę spokojnie i bezpiecznie, bo ostrzały są rzadkie, atakują głównie infrastrukturę, mniej osiedla. Jest jednak wielu – bo ok. 200 tys. uchodźców wewnętrznych. Dlatego na ulicach słychać często rosyjski, czego wcześniej nie było. Lwowianie ostro na to reagują: – Skoro was przyjęliśmy i gościmy, to przynajmniej z grzeczności powinniście mówić po ukraińsku – twierdzą.

Problem języka ukraińskiego i rosyjskiego na terenie Ukrainy jest bardzo złożony – tak jak stosunki narodowościowe. Leonid Kuczma napisał książkę pod znamiennym tytułem: „Ukraina to nie Rosja”. Rosyjski jest w niej językiem obcym, nie ma statusu oficjalnego, ale dla części mieszkańców to język domowy. – Tereny wschodniej Ukrainy położone za Zbruczem były rusyfikowane od bardzo dawna, ukraiński był tam marginalizowany, a nawet zabroniony. W 1876 roku wyszedł ukaz emski, który zabraniał używania, publikacji oraz występów publicznych w tym języku – wyjaśniła Katarzyna Łoza. – W ZSRR środowiska rosyjskojęzyczne były promowane, to dla tak mówiących był zarezerwowany awans społeczny. Podział na rosyjski i ukraiński przebiega nie tylko wzdłuż linii wschód-zachód, ale także różni miasto i wieś. Wschód i miasta są bardziej zrusyfikowane. Pod wpływem wojny zmieniają się jednak powoli sympatie – zdarzają się coraz częstsze przejścia z rosyjskiego na ukraiński, choć nie jest to jeszcze zjawisko masowe.

V kolumna i wojna informacyjna

Zapytana o V kolumnę autorka książki odpowiedziała, że rosyjska siatka szpiegów i dywersantów jest gęsta w Ukrainie, szczególnie na wschodzie. Rosjanie sądzili, że dzięki temu będą mogli opanować kraj szybciej. V kolumna okazała się jednak słabsza niż się spodziewali z powodu wszechobecnej korupcji, która w tym przypadku okazała się sprzymierzeńcem: większość pieniędzy pompowanych w agentów gdzieś się upłynniła. A specyfika współczesnych wojen jest taka, że obok walki na froncie jest też zaciekła informacyjna. Ukraińcy wygrywają tę wojnę w mediach, Internecie. Rosyjska propaganda jest prostacka, prymitywna, łatwa do zdemaskowania. Władze państwowe Ukrainy z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim i naczelnym dowództwem pozwalają sobie na luz i żarty. Taka postawa poprawia atmosferę, daje nadzieję. Prezydent doskonale odnalazł się w swej roli, przydało mu się doświadczenie aktorskie. Nie opuścił kraju, jest niezwykle aktywny na arenie międzynarodowej, jeździ, wydaje cotygodniowe oświadczenia. Wcześniej poparcie mu nieco spadało, ale teraz wystrzeliło i jest na wysokim poziomie.

Na opisywane „Radzyńskie Spotkania z Podróżnikami” zaprosił burmistrz miasta Jerzy Rębek oraz starosta Szczepan Niebrzegowski, a także organizatorzy: Radzyński Ośrodek Kultury i działające przy nim stowarzyszenie „Podróżnik”. Sponsorami byli: firma drGerard, Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych oraz Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej. Patronat nad spotkaniem mieli ogólnopolski miesięcznik „Poznaj Świat”, portal Kocham Radzyń Podlaski, Telewizja Radzyń, Biuletyn Informacyjny Miasta i Informator Powiatowy.

Anna Wasak

 

 

Data publikacji: 5 września 2022 r.

 

 

obraz002
obraz005
obraz008
obraz010
obraz011
obraz012
obraz013
obraz014
obraz015
obraz016
obraz018
obraz019
obraz020
obraz022
obraz023
obraz025
obraz026
obraz030
obraz033
obraz035
obraz036
obraz037
obraz039
obraz040
obraz045
obraz047
obraz048
obraz049
obraz051
obraz052
obraz055
obraz057
obraz059
obraz060
obraz061
obraz062
obraz064
obraz067
obraz068
obraz069
obraz070
obraz072
obraz074
obraz075
obraz080
obraz083
obraz084
obraz086
obraz087
obraz088
obraz089
obraz093
obraz097
obraz098
obraz101
obraz103
obraz104
obraz105
obraz108
obraz110
obraz114
obraz116
obraz118
obraz120
obraz125

 

 

 

 

„Ukraina. Soroczka i kiszone arbuzy”

Rok wydania: 2022

 

 

Ukraina to kraj pełen kontrastów: powstały na micie kozactwa, lecz rozdarty między Wschodem a Zachodem. Tutaj tożsamość narodowa nie zawsze łączy się ze znajomością języka, a najszybszym testem na to, czy jesteś swój, pozostaje pytanie: czyj Krym?

Ta książka to słodko-gorzka podróż po kraju, gdzie jednocześnie chodzi się do cerkwi i wróżki, w szafie obok tradycyjnej soroczki wisi futro, a smak sałatki warzywnej miesza się z kawiorem i kiszonym arbuzem. Autorka opowiada o miejscach pełnych turystów i miastach, o których nikt nie mówi, o realiach życia w kraju w stanie wojny, o bogatej kuchni i pustych portfelach. Przemierzając górskie szlaki Zakarpacia, wybrzeże Morza Czarnego i postkomunistyczne blokowiska w Charkowie, odkrywa blaski oraz cienie współczesnej Ukrainy.

Źródło: https://wydawnictwopoznanskie.pl/