U Majów naprawdę warto umierać
Biesiadą przy ognisku zakończyła się kolejna odsłona cyklu „Radzyńskie Spotkania z podróżnikami” organizowanego przez Szkolne Koło Krajoznawczo-Turystyczne PTTK nr 21 przy I Liceum Ogólnokształcącym oraz Radzyńskie Stowarzyszenie Inicjatyw Lokalnych. Tym razem gościem spotkania, które odbyło się na terenie I LO, był podróżnik i autor książek podróżniczych Arkady Radosław Fiedler, syn Arkadego Fiedlera – również podróżnika, prekursora literatury reportażowo-podróżniczej, autora należących do klasyki gatunku takich książek jak „Ryby śpiewają w Ukajali”, „Mały Bizon”, „Kanada pachnąca żywicą”.
Gościa przedstawił Robert Mazurek – inicjator „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”. Arkady Radosław Fiedler wyjaśnił na wstępie, że imię Arkady – podobnie jak pasja podróżnicza – jest w rodzinie dziedziczne, jak u sienkiewiczowskiego Rocha Kowalskiego. Swego syna nazwał Arkady Paweł, a wnuk nosi imiona Arkady Antoni. Od 2005 r. jest posłem na Sejm RP, ale zaangażowanie polityczne przegrywa z odziedziczoną pasją podróżniczą. Zapowiedział, że gdy skończy się ta kadencja „wraca na szlaki świata”, za którymi się w ostatnich latach stęsknił.
Podróże z ojcem
W pierwszej części spotkania Arkady Radosław Fiedler wspominał swoje podróże odbyte wspólnie z ojcem. Było ich sześć – na 4 kontynenty. Najwięcej czasu poświęcił pobytowi na Syberii latem 1968 r. Mówił o klimacie, przyrodzie i o ludziach tam żyjących. – Syberia latem jest rozpalona, gorąca, choć w cieniu zawsze jest rześkie, świeże powietrze, bo ziemia taje do 80-90 cm. Poniżej pozostaje wieczna zmarzlina, dlatego w ziemi syberyjskiej naukowcy odnajdują ciała mamutów nieźle zakonserwowane – opowiadał podróżnik. – Syberia kojarzy nam się z ziemią przeklętą, miejscem zsyłek, ale ta, którą widzieliśmy, była ziemią przyjazną. Azjaci przyjmują Polaków z wielką serdecznością dzięki polskim zesłańcom – patriotom, ludziom światłym, o szerokich horyzontach, którym miejscowi wiele zawdzięczali – snuł swą opowieść podróżnik. – Ci ludzie po dzień dzisiejszy pamiętają polskich zesłańców, przyjmują ich współczesnych rodaków po królewsku.
Arkady Fiedler wspominał stoły uginające się od jedzenia i trunków, którymi musiał wznosić liczne toasty – za siebie i ojca, który miał wówczas 74 lata. – Nie można było gościnności uniknąć, bo to byłaby obraza dla gospodarzy. Wytrzymać, nie spaść pod stół – to było poważne zadanie. Sprostałem – zakończył nie kryjąc satysfakcji.
Podróżnik wspominał też podróże z ojcem do Kanady, o której jeszcze przed wojną Arkady Fiedler-ojciec napisał książkę („Kanada pachnąca żywicą”). Potwierdził, że rzeczywiście wystarczy wyjść poza miasto, aby poczuć wspaniały, „boski” zapach żywicy, którą wydzielają rosnące tam świerki.
Muzeum wyrosłe z marzeń
Następnie Arkady Fiedler opowiedział o Muzeum-Pracowni Literackiej, jaką założył wraz z bratem Markiem w Puszczykowie pod Poznaniem w 1794 r. Z czasem powstał też Ogród Kultur i Tolerancji. W muzeum mieszczącym się w domu znajdują się eksponaty przywiezione z całego niemal świata, w ogrodzie zaś – repliki tego, co podróżników zachwyciło, a czego przywieźć się nie dało: kopie rzeźb, budowli, posągów najbardziej znanych, charakterystycznych dla różnych kultur.
Podróżnik opowiadał o wspaniałych eksponatach, jakie udało się wytargować w Afryce za niezwykle cenione przez tamtejszą ludność koszule flanelowe, wodę kolońską „Prastara” czy krem nivea. – Za takie towary wyposażyliśmy muzeum – z humorem opowiadał też o rytuale zakupów w Afryce, kiedy dla upatrzonego przedmiotu trzeba było odgrywać kilkudniowe nawet przedstawienie. Dzięki temu można było zbić cenę, ale nade wszystko zrobić wielką przyjemność i dać satysfakcję sprzedającym.
Inaczej zapełniał się wspaniałymi eksponatami ponad półhektarowy Ogród Kultur i Tolerancji. Znajdują się tam kopie np. posągu Moai z Wyspy Wielkanocnej, Bramy Słońca z Boliwii, posągu Buddy z Afganistanu. Szczególnie dużo czasu w opowieści Arkady Fiedler poświęcił kopii piramidy Cheopsa (w skali 1:23) oraz karaweli Santa Maria (1:1), na której Krzysztof Kolumb dopłynął do Nowego Lądu w 1492 r., odkrywając Amerykę. Kopie wykonywali znajomi – „złote rączki”, prace nad niektórymi trwały kilka lat, a efekty zachwycają nie tylko zwiedzających. Podróżnik mówił o szczególnych właściwościach kształtu piramidy, który reguluje funkcje organizmu. On sam jako oszczędny poznaniak używa go do... regeneracji stępionych ostrzy golarek.
Pełen podziwu dla kopii karaweli był potomek Krzysztofa Kolumba (też Krzysztof Kolumb – Cristóbal Colón), który przyjechał do Puszczykowa na uroczystość odsłonięcia Santa Marii. – Ogród wyrósł z marzeń. Ojciec zawsze podkreślał, jak ważne są marzenia – te, które zaczyna się realizować – wspominał podróżnik. O kopii karaweli zaczął myśleć w 1979 r., gdy zobaczył statek w parku w Caracas – stolicy Wenezueli. Udało się to zrealizować po niemal 30 latach. Replika była gotowa w 2008 r. po czterech latach pracy.
„Majowie. Reaktywacja”
Trzecia część opowieści poświęcona była podróży do Meksyku, gdzie kilka miesięcy Arkady Radosław Fiedler żył w wiosce Chamula w stanie Chiapas, zamieszkałej przez współczesnych Majów. – Chciałem się przekonać, jak żyją potomkowie twórców zdumiewającej cywilizacji zniszczonej przez konkwistadorów, co w nich zostało z przodków – tłumaczy podróżnik. Następnie opowiedział o ich języku, zwyczajach, wierzeniach.
Niewiele brakowało, by wielomiesięczne przygotowania „wzięły w łeb”. – W ciągu 10 minut złamałem tabu – zakaz fotografowania. Gdy tylko wyciągnąłem odruchowo aparat, próbowałem zrobić zdjęcia, kilkunastu rozeźlonych Majów dopadło mnie z pretensjami – wspominał A. Fiedler. Dopiero długotrwałe kajanie się, tłumaczenia, a najbardziej argument, że przyjechał z daleka – z kraju Papieża Jana Pawła II, rozmiękczyła serca, pozwolono mu zostać. Dlatego w książce „Majowie. Reaktywacja” nie ma ani jednej fotografii – zamiast tego czytelnik znajduje niebieskie strony z opisem tego, co mogłoby się znaleźć na zdjęciach.
Złamał też drugie tabu – sam sobie przygotowywał jedzenie. Nietrudno było to naprawić, wódz zaprosił go do siebie na posiłki, przygotowywane przez jego żonę. Dzięki temu mógł poznać niezwykle istotną część kultury związaną z posiłkami, których spożywanie u Majów stanowi swoiste sacrum.
Podróżnik opowiadał, jak podstawowe danie – placki kukurydziane zmieniają nazwę w zależności od sytuacji. Oczekujące w koszyku noszą inna nazwę, podane konktretnej osobie do spożycia – inną dla tego, kto ma je zjeść, inne dla tego, kto siedzi obok, inaczej się nazywają, gdy są ususzone, inaczej gdy mają otwór w środku i służą celom leczniczym.
Arkady Fiedler mówił również o roli szamana we wsi, który pełni m.in. rolę lekarza. Majowie wierzą, że gdy człowiek przeżyje jakiś silny wstrząs, gubi duszę i zaczyna chorować, a zadaniem szamana jest tę dusze odnaleźć: – Gdy nie może znaleźć duszy, szaman za karę w dowód pogardy otrzymuje talerz rosołu z kawałkami kurzego mięsa. W nagrodę – otrzymałby taki sam talerz rosołu – ale kontekst byłby inny.
Jeszcze jeden aspekt kultury Majów: pośmiertna chwała. – Na cmentarzu leżą sami bohaterowie – stwierdził Arkady Fiedler, a na dowód przytoczył fragment swojej książki o tym, jak traktuje się pamięć o zmarłych: jak osoby przeciętne, ciche, bezbarwne po śmierci we wspomnieniach rodziny, potem całej wioski olbrzymieją, szlachetnieją, pięknieją. – W efekcie na majańskich nekropoliach spoczywają herosi, geniusze, urodziwi; nie ma przeciętnych, są tylko orły. U Majów warto umierać, naprawdę warto – zakończył opowieść Arkady Radosław Fiedler.
Słuchacze mieli wiele pytań do podróżnika. Chciano się dowiedzieć m.in. skąd się wziął zakaz fotografowania: czy wynika to z wierzeń, że osoba fotografowana traci część swej duszy, osobowości. – Odebrałem to jako przejaw suwerenności tych ludzi. Po setkach lat opresji kolonialnej, stłamszeniu kultury, konkwiście, koloniach – żądają, by przybysze respektowali ich wolę – odpowiedział A. Fiedler. Podczas spotkania można było nabyć książkę „Majowie. Reaktywacja” z dedykacją Autora.
Organizator spotkania Robert Mazurek podziękował dyrektorowi Tadeuszowi Pietrasowi za życzliwe traktowanie inicjatyw Szkolnego Koła Krajoznawczo- Turystycznego. Dyrektor T. Pietras z kolei przyznał, że wizyta Arkadego Radosława Fiedlera jest ważnym wydarzeniem także dla niego, ponieważ książki Arkadego-ojca odegrały dużą rolę w jego życiu, a powieść „Mały Bizon” to według niego jedna z piękniejszych książek świata.
Anna Wasak
Data publikacji: 24.06.2013 r.