Barbara Dmochowska

Urodziła się w 1977 r. Pochodzi z Trójmiasta, część życia spędziła mieszkając w Sydney, San Francisco, Pradze i Monachium. Dziś mieszka na kaszubskiej wsi. Tłumacz oraz popularyzator nauk przyrodniczych. Związana z Uniwersytetem Gdańskim. Autorka książki „Australia” wydanej w 2014 r. przez Wojciecha Cejrowskiego w serii „Biblioteka Poznaj Świat”. Z zamiłowania mama (dwie córki), żona, przyrodnik, amator rowerów, nart, kajaków, żagli i wędrowania. W podróżach z plecakiem i namiotem nigdy sama, najpierw z siostrą i rodzicami, później z przyjaciółmi, mężem, teraz z mężem i córkami. Jej ulubione miejsce to… pustka.

 

 

 

 

Zapraszamy na spotkanie z Australią

Szkolne Koło Krajoznawczo-Turystyczne PTTK nr 21 przy I LO w Radzyniu Podlaskim oraz Radzyńskie Stowarzyszenie Inicjatyw Lokalnych zapraszają na dziewiątą odsłonę cyklu „Radzyńskie Spotkania z Podróżnikami”. Tym razem będziemy mogli posłuchać opowieści Barbary Dmochowskiej o podróży po Australii. Spotkanie, zaplanowane na 5 czerwca 2014 r. (początek o godz. 18.00), odbędzie się w sali balowej korpusu głównego pałacu Potockich w Radzyniu Podlaskim. Wstęp wolny.

 

 

Spotkanie poświęcone będzie książce „Australia” wydanej w 2014 r. przez Wojciecha Cejrowskiego w serii „Biblioteka Poznaj Świat”. Opisuje ona zwyczajną, na pierwszy rzut oka, podróż dwojga młodych ludzi po kontynencie australijskim. Jadą z Sydney do Melbourne, do Canberry, na Tasmanię, a potem w górę, przez Alice Springs do Darwin. Śpią w namiocie, myją się w wodospadach, zmagają się z upałami… Czyli przeżywają to, co zdecydowana większość podróżnych przeżywa w Australii. Niezwykłe w tej podróży jest jednak to, że Barbara Dmochowska wybrała się na nią z mężem siedemnastoletnim samochodem, który u napotykanych tubylców wzbudzał wesołość albo szczere powątpiewanie. Auto dostarczyło podróżnikom dodatkowych przygód i wizyt w warsztatach samochodowych.

– Podczas radzyńskiego spotkania z Barbarą Dmochowską usłyszymy opowieści o najmniejszym kontynencie naszej planety, zróżnicowanym klimacie i przyrodzie Australii oraz o fascynujących, endemicznych gatunkach roślin i zwierząt. Ponadto będzie o państwie i jego kulturze, w szczególności rdzennych mieszkańców – Aborygenów – oraz o znanych i mniej znanych symbolach Australii – powiedział nam Robert Mazurek, na zaproszenie którego podróżnik odwiedzi Radzyń.

Dzień później (6 czerwca), dla dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 2 w Radzyniu Podlaskim, Barbara Dmochowska poprowadzi warsztaty podróżnicze. Odbędą się one pod hasłem: „Down under – czyli co słychać w Australii?”

 

Data publikacji: 22.05.2014 r.

 

 

Australia to kraj fascynującej przyrody

Wywiad Roberta Mazurka z podróżniczką Barbarą Dmochowską

 

 

Podróżując wspólnie z mężem po Australii, poruszałaś się siedemnastoletnim samochodem, który u napotykanych tubylców wzbudzał wesołość albo szczere powątpiewanie. Skąd ten pomysł?

Sam pomysł podróży do i po Australii powstał bardzo spontanicznie, pod wpływem chwili, poszukiwania odmienności. Zapadła decyzja. Znaleźliśmy się na Antypodach z planem kilkumiesięcznej pracy w Sydney w celu odłożenia funduszy na realizację podróży po kontynencie, w tym również na transport do tej podróży. Początkowo nie wiedzieliśmy, czy będzie to samochód wynajęty, czy autobusy…, ale nadarzyła się okazja i mogliśmy kupić własny samochód. Nie postrzegaliśmy go wtedy jako wątpliwego staruszka. Był tani, polecany, dobrze wyglądał i miał napęd na cztery koła! Byliśmy przeszczęśliwi, że mogliśmy stać się jego posiadaczami i chyba patrzyliśmy na niego jak na wypasioną Toyotę 4x4 z folderów firm oferujących wycieczki po outbacku.

Zapewne tak wiekowe auto dostarczyło wam dodatkowych przygód i częstych wizyt w warsztatach samochodowych…

Od samego początku podróży, a w zasadzie jeszcze przed jej rozpoczęciem mieliśmy podwyższony poziom adrenaliny dzięki temu staruszkowi. Rzeczywiście dostarczał wielu dodatkowych przygód i jego przypadki często decydowały o dalszym biegu podróży. Z perspektywy, to jemu zawdzięczamy wiele niesamowitych przeżyć i odczuć dotyczących Australii.

Żeby tak zwiedzać świat, trzeba być chyba trochę szalonym?

To jest dla mnie w zasadzie trudne pytanie. Szaleństwo jest dla każdego czymś innym. Chyba dobrze, że każdy ma coś swojego szalonego, to znaczy ciekawego, coś w czym się realizuje, co daje mu dystans i zmienia perspektywę. Nam pasuje budżetowe podróżowanie, z elementem spontaniczności, do miejsc wciąż mało zatłoczonych, gdzie nad ludźmi dominuje natura. 

Podróżowaliście według wcześniej ustalonego planu czy zgodnie z zasadą: „co nam przyniesie nowy dzień”?

Myślę, że i jedno i drugie, tzn. był generalny zarys wyprawy, jednak z powodów niskiego budżetu przygód jakich dostarczał samochód plan był spontanicznie modyfikowany.

Najwyższym szczytem kontynentu australijskiego jest Góra Kościuszki. Czy podczas swojego pobytu w Australii spotkałaś się z innymi polskimi śladami?

Co bardzo ważne, spotkaliśmy się z żywymi polskimi śladami, ze wspaniałymi ludźmi, Polakami, którzy służyli nam wielką pomocą i gościnnością, w Sydney, Melbourne i Adelajdzie. To również dzięki nim tworzyła się nasza przygoda. Dzisiaj w Australii żyje około stu siedemdziesięciu tysięcy obywateli pochodzenia polskiego. Rzeczywiście najbardziej znaną postacią jest Paweł Edmund Strzelecki, który zdobył najwyższą górę Australii i ochrzcił ją Górą Kościuszki. Prowadził liczne badania geologiczne w Australii i na Tasmanii. Odkrył złoża złota. Nazwiskiem Strzeleckiego nazwano w Australii kilkanaście obiektów, które można spotkać podróżując po Australii lub też można natknąć się na rzekę, jezioro, szlak odkryty przez Strzeleckiego i przez niego nazwany.

Kangury i koale to wszystkim znane symbole Australii. Ty jednak spotkałaś pingwiny…

Australia to kraj fascynującej przyrody. Najbardziej rzeczywiście kojarzy się nam z endemicznymi torbaczami. Jednak zaskakuje na każdym kroku. Pingwiny małe, których kolonia żyje na Wyspie Filipa, w pobliżu Melbourne to przykład fascynującej niespodzianki przyrodniczej.

Podczas podróży mieliście też bliskie spotkanie z emu…

O bliskim spotkaniu z emu trzeba przeczytać w książce. Mówiąc cokolwiek zdradzę zbyt wiele. Mogę tylko powiedzieć, że będąc w Australii spodziewaliśmy się zobaczyć emu i tak też się stało wielokrotnie. Nie zakładaliśmy jednak aż tak bliskiego spotkania, które miało miejsce w drodze z południowego wybrzeża do outbacku.

A widziałaś diabła tasmańskiego?

Jadąc do Australii bardzo chciałam zobaczyć diabła tasmańskiego. Dziś nie występuje już na kontynencie, a tylko na Tasmanii, lecz i tam ma status gatunku zagrożonego. W czasie wycieczki po wyspie odwiedzaliśmy małe ogrody zoologiczne, gdzie mieliśmy pierwszy kontakt z tym choć na pozór milusińskim, to jednak bardzo drapieżnym torbaczem. Napotkani opiekunowie tych zwierząt, jak i leśnicy raczej przekonywali nas o małej możliwości spotkania z diabłem na wolności. Jednak Australia sprezentowała nam wiele niespodzianek i spotkanie z diabłem tasmańskim na wolności było również jedną z nich. 

Czemu zawdzięcza on swoje imię?

Diabeł tasmański swą nazwę zawdzięcza prawdopodobnie imigrantom europejskim, których przerażały nocne odgłosy zwierząt, tym bardziej w zestawieniu z ich ubarwieniem: czarna sierść, czerwonawa wewnętrzna strona uszu, różowawy ryjek i ostre białe zęby.

Jakie wrażenie zrobiła na Tobie Wielka Rafa Koralowa? Nie bałaś się nurkować wśród rekinów?

Myślę, że dla każdego, kto nurkuje Wielka Rafa Koralowa stanowi pewne marzenie. Tak było z nami. Na etapie podróży, kiedy udało nam się przejechać outback i zbliżaliśmy się do północnej części wschodniego wybrzeża, wiedzieliśmy już, że ta rafa jest w zasięgu ręki. Pierwsze nurkowanie dla mnie było po prostu niewyobrażalnym zachwytem. Musiałam pamiętać o oddychaniu, ponieważ widok zapierał dech w piersiach. W czasie pierwszych zejść pod wodę nie znałam jeszcze obserwowanych gatunków koralowców i ryb. Jednak w czasie rejsu i kursu, w którym uczestniczyliśmy uczyliśmy się o tym podwodnym świecie Wielkiej Rafy Koralowej. Także kolejne zejścia pod wodę były tym ciekawsze, gdy już wiedzieliśmy, czego wypatrujemy, również rekinów rafowych, które nie są groźne dla człowieka.

Co wolisz: wybrzeże Australii czy australijski outback?

W moim odczuciu australijski outback jest miejscem magicznym i niepowtarzalnym. Widok czerwonej ziemi wokół siebie, uczucie gorąca, pustki, Krzyża Południa na rozgwieżdżonym niebie, świadomość oddalenia od miast Australii i reszty świata i oczywiście kultury aborygeńskiej związanej z tą ziemią umożliwiają odczucia wręcz tajemnicze. Wybrzeże, oczywiście to niezurbanizowane, niekończące się puste plaże, ogrom oceanu, świadomość jego siły i tajemnicy życia, jakie kryje pod powierzchnią są również magiczne. Myślę jednak, że outback przez to, że bardziej niedostępny i wyjątkowo australijski pozostał mi bliższy.

A jak radziłaś sobie z upałami panującymi szczególnie w centralnej Australii?

Duże zapasy wody to zasada numer jeden. Zawsze trzeba zabierać ze sobą kilka kanistrów wody pitnej i spożywać ją regularnie zanim jeszcze ogarnie człowieka uczucie pragnienia. Poza tym oczywiście należy unikać bezpośredniego kontaktu ze słońcem w środku dnia. Oczywiście w centralnej Australii nie jest łatwo o cień z powodu braku lub ubogiej roślinności. My najgorętszą część dnia staraliśmy się spędzać w jadącym samochodzie i chłodziliśmy się pędem powietrza, gdyż nie mieliśmy luksusu w postaci klimatyzacji. Jak tylko była taka możliwość zajeżdżaliśmy do klimatyzowanych pomieszczeń, barów lub centrów informacyjnych przy parkach przyrody, czasem też do basenów na polach kampingowych. Oczywiście upał dokuczał, tym bardziej, im bardziej zmierzaliśmy na północ i zwiększała się wilgotność powietrza.

Czy planując taką podróż jak wasza, trzeba być bogatym? Czy może pracowaliście gdzieś po drodze, aby móc utrzymać się podczas wyprawy?

Myślę, że dziś podróżowanie jest łatwiejsze niż kiedykolwiek wcześniej i możliwe dla każdego. Wielu ludzi podróżuje za naprawdę skromne środki. Istnieją portale umożliwiające wyszukanie przelotów i kwater za pół darmo. My wyjeżdżaliśmy do Australii z kwotą około półtora tysiąca dolarów australijskich, które pozwalały nam na egzystowanie przez pierwsze kilka tygodni w Sydney. Pracowaliśmy dzięki wizie Working Holiday Maker, którą uzyskaliśmy w Ambasadzie Australii w Warszawie i dzięki niej mogliśmy podjąć legalną pracę, której znalezienie okazało się dość proste. Po trzech miesiącach pracy zdecydowaliśmy, że wystarczy nam środków na planowaną podróż. Jak się później okazało, budżet był trochę niedoszacowany i długi odrabialiśmy pracując ponownie w Sydney po zatoczeniu pętli. Zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie, mimo, iż możliwości pracy pojawiały się w czasie naszej podróży, wiedząc, że zarobki oferowane w Sydney, były znacznie korzystniejsze.

Mówi się, że jak połknie się podróżniczego bakcyla trudno jest przestać. Czy zatem chciałabyś wrócić do Australii?

Australia z pewnością należy do miejsc bardzo bliskich mojemu sercu, tych, których chciałabym doświadczyć ponownie. Chcielibyśmy poznane miejsca pokazać naszym córkom, a jednocześnie poznać te, do których nie dotarliśmy w czasie pierwszej podróży, szczególnie Australię Zachodnią.

Podczas wizyty w Radzyniu będziesz promowała swoją książkę pt. „Australia”. Odbędzie się otwarte spotkanie z mieszkańcami naszego miasta, jak również poprowadzisz warsztaty podróżnicze dla dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 2. Co będziecie na nich robili?

Bardzo się cieszę, że spotkam się z mieszkańcami Radzynia, jak i z młodzieżą szkolną. Wiem, że obie grupy odbiorców mają duże doświadczenie w spotkaniach z autorami i ludźmi podróży, także mam nadzieję, że moja opowieść przypadnie Wam do gustu. Będę prezentowała książkę „Australia”, opowieść, z której powstała. Z młodzieżą spotkanie będzie miało charakter bardziej warsztatowy. Do rozmowy o Australii posłuży nam  zarówno prezentacja jak i australijskie pamiątki. Wykonamy również własne pamiątki, w postaci malowideł naskalnych, bumerangów, czy okładek do własnych książek o charakterze reportażu z podróży.

Zatem już nie możemy się doczekać. Tymczasem dziękuję Ci za wywiad oraz za to, że przyjęłaś moje zaproszenie do Radzynia.

Bardzo serdecznie dziękuję za wywiad i zaproszenie, które jest dla mnie ogromnym zaszczytem. Do zobaczenia.

 

Data publikacji: 29.05.2014 r.

 

 

Australia to wspaniały kraj, szybko się w nim zakochaliśmy

Barbara Dmochowska – podróżniczka, autorka książki „Australia”, wydanej w serii „Biblioteka Poznaj Świat” gościła w Radzyniu 6 i 7 czerwca. W czwartkowy wieczór spotkała się z mieszkańcami Radzynia w sali balowej korpusu głównego pałacu Potockich, by zabrać ich starym – 17-letnim Subaru w pełną niespodzianek podróż wokół wschodniej połowy kontynentu.  Była to – jak podkreślił Robert Mazurek 9 już odsłona „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami” organizowanej przez Szkolne Koło Krajoznawczo-Turystyczne PTTK nr 21 przy I LO wspólnie z Radzyńskim Stowarzyszeniem Inicjatyw Lokalnych.

 

 

Podróż, która stała się kanwą do napisania książki, Barbara Dmochowska odbyła z mężem w latach 2000-2001, tuż po ukończeniu studiów. Wcześniej wiele wędrowali, ale ta wyprawa miała być najdalsza i najciekawsza. I taka była. – Australia to wspaniały kraj, szybko się w nim zakochaliśmy – stwierdziła podróżniczka, wyrażając też satysfakcję, że po raz pierwszy przychodzi jej mówić o tym kraju w pałacu.

W określeniach kontynentu kilkakrotnie pojawiało sie określenie pustkowie. Dotyczyło nie tylko krajobrazu wnętrza Australii, ale także zaludnienia. Kraj o powierzchni 7 mln km2 (22 razy większy od Polski) ma zaledwie 20 mln mieszkańców, średnio więc wypadają 3 osoby na km2. Większość żyje na wybrzeżu, wewnątrz kontynentu trudno spotkać człowieka.

Samo zrobienie pętli przez 5 stanów Australii zajęło 82 dni, w czasie których przebyli 18 tysięcy kilometrów. Jednak najpierw musieli przez 4 miesiące zapracować na ten wypad, a potem – na spłatę długów.

– Bardzo łatwo znaleźliśmy pracę w Sydney, i to biurową, lekką. Mogliśmy w wolnych chwilach zwiedzać piękne miasto, w weekendy zaś okolicę z parkami narodowymi, wspaniałymi plażami – opowiadała Barbara Dmochowska. Dłuższą chwilę poświęciła Górom Błękitnym, które swą nazwę zawdzięczają barwie poświaty, jaką wytwarza w gorącym powietrzu eteryczny olejek z rosnących tam eukaliptusów. Podczas tych wypraw zaprzyjaźnili się z kangurami, a raczej z jednym (spośród 60), bardzo popularnym gatunkiem – kangurami szarymi, których w Australii jest 300 tysięcy. Są małe, niegroźne dla otoczenia, nie boją się ludzi. Radziła ostrożność w spotkaniach z największym gatunkiem – kangurami czerwonymi, które są świetnymi bokserami. Ale nawet te szare bywają niebezpieczne – gdy jako zwierzęta nocne, zwabione światłami samochodów skaczą przed maską samochodu w czasie jazdy. Nie zabrakło również koali.

– Wkrótce doświadczyliśmy całego bogactwa natury – w spotkaniach nie tylko z kangurami, ale także innymi charakterystycznymi dla tego kontynentu przedstawicielami fauny – podróżniczka prezentowała zdjęcia waranów, różnych gatunków papug, sympatycznej kukabury chichotliwej, która swą nazwę i sympatię ludzi zawdzięcza głosowi podobnemu do ludzkiego śmiechu.

Nie zabrakło również zdjęć sympatycznego koali. – Eukaliptusy, którymi się żywią są mało energetyczne, więc zwierzęta przesypiają 20 godzin na dobę, trudno spotkać koalę z otwartymi oczami.

Dłuższą chwilę poświęciła najwyższemu szczytowi Australii – Górze Kościuszki, którą bardzo łatwo „zdobyć”. Na szczyt o wysokości 2228 m n.p.m. wiedzie dawna droga żwirowa. Jak wiadomo nazwę swą zawdzięcza polskiemu podróżnikowi Pawłowi Edmundowi Strzeleckiemu, który w Australii jest bardzo szanowany, jego imię noszą australijskie jeziora, rzeki, góry. Za co Australijczycy są mu tak wdzięczni? – Nie tylko stworzył mapę kontynentu, ale także odnalazł wiele złóż naturalnych, m.in. złota i miedzi.

Ciekawa jest historia wyboru miasta na stolicę kraju. Gdy najbardziej znane metropolie – Sydney (mające charakter metropolitalny) wiktoriańskie – angielskie Melbourne spierały się o prymat, wygrała Canberra – miasto zbudowane od zera, według wcześniej stworzonej planszy.

Szczególną atrakcją pierwszego etapu podróży była Tasmania. Na wyspę płynie się z Melbourne 6 godzin na silnie kołyszącym się promie. Podróżniczka podkreśliła, że na Tasmanii nie ma muszek-owocówek, stąd istnieje ścisła kontrola przewozu owoców i warzyw na wyspę.

Podróżnicy spędzili tam tydzień. Szczególnym powodem odwiedzin wyspy była ciekawość pani Barbary. W dzieciństwie nazywano ją w rodzinie żartobliwie diabłem tasmańskim. Chciała poznać się, bo zwierzak z wyglądu robi wrażenie miluśkiego, ale jest agresywny, ma najsilniejszy szczękościsk wśród ssaków i odstrasza nocnym wyciem. Dlatego jest bohaterem negatywnej legendy.

Na Tasmanii polskim podróżnikom udało się spotkać kolczatkę i dziobaka – endemiczne (występujące tylko tam) ssaki, które wylęgają się z jaj.

Po powrocie z Tasmanii na kontynent podróżnicy rozpoczęli wyprawę drogą wiodąca przez całą Australię – z południa na północ. Trasa ma długość 3000 km, wiedzie przez pustynne, płaskie krajobrazy. – Dużo niczego wokół, zwierzęta, szczególnie padłe – potrącone przez pędzące pociągi drogowe – ogromne, wieloprzyczepowe ciężarówki. I stada orłów padlinożerców, zrywających się do lotu, spłoszone przez nadjeżdżający samochód – takie obrazy pozostały w pamięci podróżniczki.

Zaskoczeniem w drodze było miasto Coober Pedy, zbudowane... pod ziemią. Gdy na powierzchni panują nieznośne upały latem dochodzące do 50 stopni w cieniu, w podziemiu – jest to komfortowa temperatura 25 stopni. Miasto zbudowali żołnierze przyzwyczajeni do życia w okopach, w miejscu, gdzie odkryto złoża opali. Jest to wyjątkowy tygiel narodowościowy. W kilkutysięcznym mieście  żyje 45 narodowości.

Podróżniczka mówiła również o rdzennych mieszkańcach kontynentu – aborygenach. Po dotarciu Europejczyków do Australii ich populacja zmniejszyła się z 300 do 20 tys. Pamiątką ich aktywności przed tysiącami lat są naskalne rysunki. Niedawno, bo dopiero po 1967 r. uznano ich za obywateli, ale nadal żyją na marginesie społeczeństwa australijskiego, nie są negatywnie nastawieni do innych, ale starają się unikać z nimi kontaktu.

Jedną z ikon Australii jest święta góra aborygenów Uluru, znana jako największy monolit świata, mająca 300 m wysokości i 9 km w obwodzie. Skała jest czerwona od tlenku żelaza. O wschodzie i zachodzie słońca obserwować można na niej szczególną grę świateł. Dla tego widowiska zjeżdżają tu liczni turyści.

W północnej części kontynentu pojawiają się wielbłądy, sprowadzone z Azji, gdy planowano budowę kolei obok drogi. Tego jednak zaniechano, a wielbłądy zostały i rozmnożyły się tak, że obecnie żyje ich na dziko około miliona. Istniał nawet pomysł wybicia ich ze względu na to, że produkują olbrzymie ilości metanu.

Pustynny krajobraz zmienia się po przekroczeniu zwrotnika. Na północy kontynentu pojawiają się deszcze, z nimi bujna zieleń o tysiącach odcieni. Ale... – Bycie w upale to nic w porównaniu do bycia w upale wilgotnym, rzeki wypełnione wodą, przelane drogi, które powodują grzęźnięcie samochodów, także potężnych ciężarówek wypełnionych towarem.

Inną ciekawostką Australii jest zbudowany w poprzek kontynentu... płot o długości 5000 km. Ma on oddzielać strefę owiec od strefy psa dingo, które gdy się zbytnio rozmnożyły, zjadały owce. Płot ma przerwy tylko w miejscach, gdzie przecinają go drogi – tam wmontowywane są pręty, przez które zwierzę nie może przejść albo... malowane są imitujące pręty pasy.

Zwierzętami charakterystycznymi dla północy Australii są krokodyle – małe słodkowodne, oraz duże słonowodne, które są niebezpieczne dla człowieka. Zauważalne są również termity, które choć mierzą ok. 2,5 cm wznoszą wysokie budowle i... drążą gałęzie eukaliptusów.

Po pokonaniu 3000 km drogą Stuart Highway polscy podróżnicy dotarli do Darwin – miasta najbardziej wysuniętego na północ, o trudnym klimacie, jedynego w dziejach Australii zniszczonego – przez historię (Japończyków w czasie II wojny światowej) oraz klimat (huragan), ale odbudowanego, ze względu na to, że wydobywa się tam złoto.

Kolejnym ważnym przystankiem w podróży była Wielka Rafa Koralowa. Podróżniczka mówiła nie tylko o zachwycających podwodnych widokach, ale także niebezpieczeństwach, jakie w oceanie czyhają na człowieka. A należą do nich rekiny, osy wodne – meduzy, których porażenie grozi paraliżem, wodne prądy rozrywające. – Kąpiel w oceanie jest niebezpieczna. Australijczycy mają wielki respekt dla wody, dzieci uczą się oceanu jak mówienia – stwierdziła Barbara Dmochowska. Po bliskim spotkaniu z Wielką Rafą Koralową polskim podróżnikom pozostała już tylko – ze względu na skończenie się funduszy – pospieszna podróż powrotna wschodnim wybrzeżem na południe i kilka miesięcy odpracowywania zaciągniętych na dokończenie podróży długów.

Barbara Dmochowska zachęcała licznie przybyłych na spotkanie radzynian do odwiedzenia  Australii. – Jest to podróż dla zwykłych ludzi, jeśli wystarczy namiot bez wygód. Największy koszt to przelot do Australii – przekonywała.

Na zakończenie podróżniczka otrzymała pamiątkę z Radzynia – wydany przez RaSIL Radzyński Rocznik Humanistyczny, który wręczył gościowi „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami” Józef Korulczyk.

Anna Wasak

 

 

Data publikacji: 09.06.2014 r.

 

 

Australia – niezwykłe miejsce na Ziemi

W Australii wszystko jest na opak: kontynent leży po przeciwnej stronie globu ziemskiego niż my żyjemy, więc gdy u nas jest noc, tam świeci słońce, gdy my mamy zimę, tam panuje lato. Tylko tam można oglądać żywy organizm pamiętający epokę dinozaurów i obserwować ssaki, które rodzą się z jaj. O tych i innych ciekawostkach związanych z kontynentem-krajem, opowiadała uczniom klasy IV b Szkoły Podstawowej nr 2 w Radzyniu Podlaskim podróżniczka Barbara Dmochowska podczas warsztatów podróżniczych, które odbyły się 7 czerwca.

 

 

Autorka książki „Australia” wydanej w serii Wojciecha Cejrowskiego „Biblioteka Poznaj Świat” gościła w naszym mieście na zaproszenia Roberta Mazurka – inicjatora „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”, opiekuna Szkolnego Koła Turystyczno-Krajoznawczego PTTK nr 21 przy I LO – oraz Radzyńskiego Stowarzyszenia Inicjatyw Lokalnych. Gości przywitali dyrektor Cezary Czarniak oraz wychowawczyni klasy Elżbieta Chylińska.

Warsztaty podróżnicze okazały się niezapomnianą lekcją geografii, biologii, plastyki, która dała wiele wiedzy, przeniosła uczniów na drugą stronę globu, pozwoliła poczuć się odkrywcami, a nawet... aborygenami.

– Udało mi się napisać książkę z podróży do Australii. Opowiem wam, jak  wygląda ten kontynent, może was to zachęci, żebyście sami kiedyś wyruszyli w świat, na przykład do Australii, która jest cudownym miejscem na Ziemi – rozpoczęła podróżniczka.

W pierwszej części zaprezentowała kontynent – jego florę i faunę, krajobrazy, klimat, opowiedziała o mieszkańcach, nie tylko rdzennych – aborygenach, których jest niewielu, bo ok. 30-40 tys. w 20-milionowej społeczności, ale i  mozaice innych  narodowości, które zamieszkują kontynent. – Dopiero w 1967 r. aborygeni otrzymali prawa obywatelskie, teraz większość mówi po angielsku, ubiera się w chińskie ubrania, jeździ samochodami, ma anteny satelitarne. Młodzi wolą wyjeżdżać do miast, żyć jak my. Świat stał się globalną wioską – mówiła Barbara Dmochowska. Coraz mniej z nich żyje tradycyjnie w wioskach, polują, tworzą bumerangi i mówią w dialektach, których jest ok. 250. Niektórymi posługuje się kilka osób.

– Na kontynencie, oderwanym od Antarktydy zachowała się specyficzna flora i fauna, tu występują endemiczne gatunki zwierząt i roślin, niespotykane gdzie indziej na świecie – tłumaczyła podróżniczka. Prezentowała przy tym fotografie torbaczy – (m.in. bardzo popularnych kangurów i koali, ale też pokazywała, jak wyglądają oposy i wombaty), stekowców – ssaków, które rodzą się z jaj jak kolczatki i dziobaki. Mówiła o spotkaniach z krokodylem oraz prezentowała gekony, iguany (warany). Ale była mowa też o ptakach - wszechobecnych papugach, symbolu Australii – emu. Trudno wyobrazić sobie ten kraj bez eukaliptusów, których rośnie tam ponad 700 gatunków.

Podróż samochodem przez środek kontynentu z południa na północ pozwoliła pokazać zmienność australijskich krajobrazów – pustynnych, półpustynnych wewnątrz kontynentu po bujną zieleń o tysiącach odcieni na północy. Barbara Dmochowska zabrała słuchaczy na Górę Kościuszki i przy okazji opowiedziała o polskim podróżniku – Pawle Strzeleckim, który przez 10 lat wędrował po świecie, badał poszczególne kontynenty, tworzył mapy, nadawał imiona odkrywanym obiektom geograficznym, znajdował złoża bogactw naturalnych.

Barbara Dmochowska z zachwytem wspominała nurkowanie w Pacyfiku w celu obejrzenia z bliska Wielkiej Rafy Koralowej – najstarszego i największego organizmu żywego Ziemi: widoczna jest z kosmosu i pamięta czasy dinozaurów.

Okazało się w trakcie rozmowy, że uczniowie czwartej klasy szkoły podstawowej wykazywali się w rozmowie z podróżniczką sporą wiedzą z przyrody – zarówno z geografii jaki i biologii. Uczniowie podczas spotkania z podróżniczką mieli możliwość nie tylko słuchać o Australii, oglądać zdjęcia, ale i jej „dotykać”, próbować wcielić się w tamtejszych mieszkańców.

Barbara Dmochowska zabrała ze sobą wiele rekwizytów – pamiątek z australijskiej podróży. Był wśród nich kapelusz buszmeński, w którym mąż pani Barbary podróżował po Australii w skwarze i w deszczach. Każdy mógł się przymierzyć do rzutu  bumerangiem i do gry na didgeridoo – instrumencie wykonanym przez termity. Tak – bo zrobiony jest z konarów eukaliptusów, wydrążonych wewnątrz przez termity. Jednak gra na instrumencie okazała się bardzo trudna; tylko aborygeni potrafią na nim grać jednocześnie wdychając powietrze i dmuchając w trąbę. Jednej z dziewcząt udało się wydobyć dźwięk z trąby. Barbara Dmochowska przywiozła ze sobą zielniki z roślin zebranych w Australii i czerwony piasek z okolic świętej góry aborygenów Uluru.

Uczniowie popróbowali też uprawiania innej sztuki aborygenów –  malarstwa. Mieli do dyspozycji – jak rdzenni mieszkańcy Australii przed wiekami – 4 farby w kolorze białym, czarnym, żółtym i brązowym. Nie było problemu z ozdobieniem metodą kropkową papierowych bumerangów. Trudniejsza była nauka  posługiwania się pismem obrazkowym. Uczniowie mieli „na skale” – dużym arkuszu szarego papieru – przedstawić informację, czyli kilkuzdaniową opowieść. I co ciekawe – w kilku grupach rysunek był na tyle czytelny, że innym udało się odczytać zawartą na nim informację.

Spotkanie zakończyło się zrobieniem wspólnego zdjęcia. Na pewno będzie przypominało ciekawą wyprawę do Australii, może w przyszłości zainspirują kogoś z tej grupy do odwiedzenia tego „niezwykłego miejsca na ziemi”.

Anna Wasak

 

 

Data publikacji: 11.06.2014 r.

 

 

obraz001
obraz002
obraz011
obraz012
obraz013
obraz014
obraz018
obraz020
obraz021
obraz025
obraz027
obraz028
obraz030
obraz031
obraz032
obraz033
obraz034
obraz038
obraz039
obraz041
obraz043
obraz047
obraz050
obraz051
obraz054
obraz055
obraz056
obraz057
obraz059
obraz060
obraz061
obraz062
obraz063
obraz064
obraz065
obraz070
obraz074
obraz076
obraz081
obraz090
obraz091
obraz094
obraz095
obraz097
obraz099
obraz102
obraz103
obraz105
obraz108
obraz109
obraz110
obraz112
obraz114
obraz117
obraz118
obraz119
obraz121
obraz123
obraz124
obraz126
obraz128
obraz132
obraz133
obraz137
obraz138
obraz139
obraz140
obraz141
obraz142
obraz143
obraz144
obraz145
obraz147
obraz148
obraz150
obraz154
obraz157
obraz158
obraz159
obraz160
obraz163
obraz166
obraz167
obraz170
obraz175
obraz185
obraz188
obraz192
obraz193
obraz194
obraz197
obraz198
obraz200
obraz202
obraz206
obraz209
obraz210
obraz215
obraz216
obraz218
obraz219
obraz220
obraz226
obraz228
obraz229
obraz232
obraz234
obraz236
obraz238
obraz239
obraz240
obraz242
obraz247
obraz250
obraz251
obraz253
obraz254
obraz256
obraz257
obraz258
obraz259
obraz261
obraz262
obraz263
obraz264
obraz265
obraz266
obraz267
obraz271
obraz273
obraz275
obraz276
obraz277
obraz278
obraz279
obraz282
obraz283
obraz285
obraz286
obraz287
obraz288
obraz289
obraz290
obraz291
obraz293
obraz296
obraz298
obraz299
obraz301
obraz302
obraz303
obraz307
obraz310
obraz312
obraz314
obraz315
obraz319
obraz321
obraz325
obraz329
obraz330
obraz332
obraz335
obraz337
obraz339
obraz341
obraz342
obraz343
obraz344
obraz345
obraz349
obraz350
obraz353
obraz363

 

 

 

 

„Australia”

Rok wydania: 2014

 

 

Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda zwyczajnie - dwoje młodych ludzi wybiera się na spotkanie z Australią i jej mieszkańcami. Jadą z Sydney do Melbourne, do Canberry, na Tasmanię, a potem w górę, przez Alice Springs do Darwin. Śpią w namiocie, myją się w wodospadach, zdychają z upału w bezludnym outbacku... Czyli przeżywają to, co zdecydowana większość podróżnych przeżywa w Australii.

Co więc jest niezwykłego w tej wyprawie? Ano, to, że wybrali się na nią siedemnastoletnim samochodem. I to wcale nie terenowym... Samochodem, który u napotykanych tubylców wzbudzał wesołość albo szczere powątpiewanie. Auto dostarczało dodatkowych przygód i zapewniało kolejne, jakże oryginalne, punkty do zwiedzania - warsztaty samochodowe. Wreszcie gruchot, z pogiętą maską i piórami emu na dachu, przywiózł swoich właścicieli z powrotem do Sydney. A skąd te pióra?

Ano, o tym już trzeba przeczytać w książce.

Wojciech Cejrowski

Źródło: http://www.bibliotekapoznajswiat.pl/