Najpierw sprzątanie, potem czytanie i odkrywanie Indonezji
O tym, że sprzątanie, czytanie i opowieści z podróży da się połączyć, udowodniła Anna Jaklewicz, gość 51. edycji „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”.
Podróżniczka, edukatorka ekologiczna, a przede wszystkim inicjatorka społecznej akcji „Książka za worek śmieci”, która od 2019 roku odbywa się w największych miastach Polski, odwiedziła Radzyń 20 marca. Najpierw wraz z mieszkańcami sprzątała okolice pałacu Potockich, a potem opowiedziała o swojej podróży do Indonezji, pokazując jej nieznane oblicze – zaskakujące, a czasem nawet bardzo mroczne.
Książki za worek śmieci
Wiosenne sprzątanie rozpoczęło się o 11.00 na Skwerze Podróżników. – Cele inicjatywy „Książka za worek śmieci” są dwa: pierwszy to wspólna troska o środowisko naturalne, drugi - zachęcenie do czytania. Każdy kto przyniesie worek śmieci, otrzymuje książkę – wyjaśnił Robert Mazurek, dyrektor Radzyńskiego Ośrodka Kultury i pomysłodawca „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”.
Anna Jaklewicz przyznała, że do akcji zainspirowały ją podróże, m.in. do Indonezji. – Widziałam, jak bardzo zanieczyszczone są plaże i oceany, jak ogromnym problemem są śmieci w tamtych rejonach świata. Kiedy wróciłam do Polski, nie dawała mi spokoju myśl, że u nas też nie jest najlepiej. Stwierdziłam, iż narzekania i zwalanie odpowiedzialności na innych nic nie da, musimy wziąć sprawy w swoje ręce i pomóc naturze. Jest takie piękne hasło „To nie moje śmieci, ale moja planeta”. Dobrze, by ono nam przyświecało. A dlaczego książki? Ponieważ sama jestem autorką dwóch publikacji – o Chinach i Indonezji. Stwierdziłam, że może dodatkową zachętą dla uczestników będą książki – przybliżyła początki swojej inicjatywy.
Akcję wsparli burmistrz Radzyna Jerzy Rębek i starosta powiatu radzyńskiego Szczepan Niebrzegowski.
– Musimy dbać o otaczające nas piękno, które często jest zanieczyszczane. Pamiętajmy o tym nie tylko przy okazji akcji, ale na co dzień. Będziemy szczęśliwsi – zauważył Jerzy Rębek. A starosta Szczepan Niebrzegowski dodał, iż profilaktyka jest zawsze lepsza od terapii. – Jeżeli nie będziemy rzucać papierków, to nie trzeba będzie ich zbierać. Prosta sprawa. Wierzę, że ta akcja wejdzie do radzyńskiego krwioobiegu. Jeśli chcemy, by nasze miasto było atrakcyjne dla turystów, dbajmy o jego czystość – zaapelował.
Wyposażeni w worki, rękawice i mapy z miejscami, które, zdaniem organizatorów, wymagały interwencji, wolontariusze ruszyli na sprzątanie miasta. W akcji wzięły udział 63 osoby. Byli to: podopieczni Dziennego Środowiskowego Domu Samopomocy, Ośrodka Szkolenia i Wychowania OHP, uczniowie Szkoły Podstawowej nr 1 im. Bohaterów Powstania Styczniowego oraz I Liceum Ogólnokształcącego w Radzyniu Podlaskim i przedstawiciele Fundacji Eko-Adamki. W sumie zebrano 64 worki śmieci. – Na szczęście nie wszystkie były pełne – podkreśliła Anna Jaklewicz podczas wieczornego podsumowania akcji w pałacu Potockich, zapowiadając współpracę z miastem i kontynuację inicjatywy. W podziękowaniu za udział w niej – zgodnie z założeniami – każdy uczestnik otrzymał książkę podróżniczą oraz album „Kościół Świętej Trójcy w Radzyniu Podlaskim na starej fotografii”, a także dyplomy.
Po drugiej stronie raju
Następnie Anna Jaklewicz zabrała radzynian w podróż po Indonezji, gdzie spędziła prawie dziesięć miesięcy – głównie na Sulawesi. Zafascynowana bogactwem kulturowym i etnicznym tej wyspy napisała książkę pt. „Indonezja. Po drugiej stronie raju”, w której pokazuje drugą twarz kraju, gdzie pogrzeby są ważniejsze niż wesela, zmarli traktowani jak żywi, a ceną za szczęśliwe życie wieczne jest śmierć setek bawołów.
– Podczas wypraw zawsze interesuje mnie człowiek i jego odmienne zwyczaje – zaznaczyła, stwierdzając, że podróże mają sens, gdy jesteśmy otwarci na różnorodne doświadczenia. A tych – jak wynika z jej opowieści – Indonezja zapewnia mnóstwo.
To państwo leżące w Południowo-Wschodniej Azji. Składa się z 18 tys. wysp i słynie z niesamowitych plaż, które charakteryzują się nieskazitelnie białym piaskiem i krystalicznie czystą wodą. Żyje tam blisko 300 grup etnicznych posługujących się ok. 700 odrębnymi językami i dialektami. Każda z nich ma swoje tradycje i system wierzeń. Nie dziwi zatem, że motto tego największego wyspiarskiego kraju na świecie brzmi „Jedność w różnorodności”. I właśnie o kontrastach, paradoksach, wielokulturowości i zwyczajach tamtejszych ludzi opowiadała podróżniczka.
Piąta płeć?
Indonezyjska różnorodność przejawia się m.in. w pojmowaniu i rozumieniu płci. Na południu Sulawesi żyją Bugijczycy, grupa etniczna, która wyróżnia ich aż pięć. Dwie pierwsze to kobieta i mężczyzna. Kolejne dwie to osoby transpłciowe. Natomiast piąta płeć to bissu, czyli ci, którzy posiadają jednocześnie cechy mężczyzny i kobiety. – Miejscowi tłumaczyli mi, że skoro nie wiadomo, czy bóg jest kobietą, czy mężczyzną, trzeba mieć w sobie po trosze tego i tego, żeby móc z nim rozmawiać. Dla nas to zupełnie rewolucyjna koncepcja. Co więcej, funkcjonuje ona w społeczności muzułmańskiej, w wioskach, w których co kilkaset metrów muezini nawołują do modlitwy pięć razy dziennie – podkreślała podróżniczka, dodając, że przedstawiciele piątej płci na początku często nie zdają sobie sprawy, że do niej przynależą. Od dzieciństwa czują się „inni”, ale długo nie rozumieją dlaczego. – Wszystko wyjaśnia sen, który pojawia się najczęściej w okresie dojrzewania. Występujące w nim duchy tłumaczą powody „inności”: jesteś inny, bo jesteś wybrańcem boga – wyjaśniała. W bugijskim społeczeństwie bissu pełnią funkcję kapłanów, szamanów, którzy ludzkie modlitwy zanoszą bogu lub służą pomocą m.in. w znalezieniu męża. Podróżniczka miała okazję uczestniczyć w takim rytuale. Utrwaliła go w materiale filmowym, który zaprezentowała zgromadzonym w pałacu Potockich.
Dożynki na Sulawesi
Jednym z najważniejszych świąt Bugijczyków jest mappalili, które odbywa się raz do roku, na początku pory deszczowej, i ma zapewnić obfite plony. Uroczystości koncentrują się wokół świętego pługa, który według miejscowych wierzeń został zesłany na ziemię przez bogów, żeby ułatwić ludziom pracę w polu. Jednym z głównych elementów święta jest procesja z pługiem wokół wsi. – Po drodze bissu składają ofiary duchom żyjącym w świętych drzewach, a na polach za wsią wcierają w drewno pługa krew z grzebienia koguta – symbol życia. Punktem kulminacyjnym mappalili jest transowy taniec szamanów ze sztyletami przytkniętymi do krtani. – Jeśli nie poleje się krew, to znak, że obecne są dobre duchy, które zaopiekują się społecznością i zapewnią jej dobre żniwa. Święto trwa tydzień, jednak podczas mojego pobytu skrócono je do trzech dni, ponieważ szamanom spieszyło się na... płatne wesele, podczas którego mogli zarobić – opowiadała autorka książki „Indonezja. Po drugiej stronie raju”.
Tutaj żyje się, by umrzeć
Inną grupą etniczną na Sulawesi są Toradżowie, którzy praktykują jedną z najbardziej szokujących – przynajmniej dla Europejczyków – tradycji religijnych, czyli kult śmierci. – Organizują pogrzeby bliskich nawet kilkanaście lat po ich śmierci. W tym czasie zabalsamowane zwłoki, ostrzyknięte formaliną, przechowywane są w rodzinnym domu, a zmarły traktowany jest jak ciężko chory. Do jakiejkolwiek chaty byśmy nie weszli, to możemy być pewni, że znajduje się w nim trumna, a mieszkańcy od razu zapytają, czy chcemy poznać dziadka lub babcię. Starsi członkowie rodziny rozmawiają ze zmarłym, przynoszą mu posiłki – mówiła Anna Jaklewicz.
Sam pogrzeb to niezwykle huczne wydarzenie, obchodzone z większą pompą niż wesela. Jego nieodzownym elementem jest rytualny ubój bawołów – świętych zwierząt, których dusze pomagają przejść duszy zmarłego w zaświaty i dostać się do raju. Im ich więcej, tym droga zmarłego bezpieczniejsza. Ilość bawołów zabijanych podczas pogrzebów jest ściśle związana z pozycją społeczną nieboszczyka. Podczas pochówków Toradżów z wyższych warstw społecznych zabijana jest czasem ponad setka zwierząt, a pogrzeb trwa tydzień. Przed ubojem bawołów odbywają się ich walki – jak mówią miejscowi – ostatnia ziemska rozrywka zmarłego, zanim odejdzie w zaświaty.
– Przygotowana do pogrzebu zajmują kilkanaście lat m.in. dlatego, że Toradżowie muszą zgromadzić pieniądze na zakup zwierząt, które osiągają niewiarygodne ceny – tłumaczyła podróżniczka. Najdroższe to bawoły cętkowane – za unikatową maść zapłacić trzeba od 60 do 80 tys. zł. Trochę tańsze są albinosy – po 20-30 tys. zł, a najbardziej pospolite czarne bawoły można kupić za kilka tysięcy złotych za sztukę. Kiedy rodzina jest już gotowa, wyznacza datę uroczystości, zamawia tau tau – figurę wykonywaną na podobieństwo zmarłego, a wokół domów buduje bambusowe pawilony dla gości. Bo na pogrzeb zjadą się nawet tysiące osób, w końcu to najważniejsze wydarzenie w życiu.
Miks kultur i tradycji
Opowieści Anny Jaklewicz uzupełniały slajdy i filmy z tego egzotycznego i kontrastowego kraju, który oprócz pięknych plaż oferuje miks kultur i tradycji.
– Nie sądziłem, że Indonezja jest nie tylko geograficznie, ale i również kulturowo tak odległa od nas – podsumował Robert Mazurek. Z kolei starosta Szczepan Niebrzegowski przyznał: – Oglądając te zdjęcia, cieszę się, że żyję w Polsce.
W ramach podziękowania za spotkanie A. Jaklewicz otrzymała pamiątkowy medal „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami” oraz tradycyjną już karykaturę.
Na 51. edycję „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami” zaprosili Burmistrz Radzynia Podlaskiego Jerzy Rębek oraz Starosta Radzyński Szczepan Niebrzegowski, a także organizatorzy: Radzyński Ośrodek Kultury i działające przy nim Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik”. Sponsorami wydarzenia byli: firma drGerard, Nadleśnictwo Radzyń Podlaski, Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych oraz Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Radzyniu Podlaskim. Patronat nad spotkaniem objął ogólnopolski magazyn „Kontynenty”, portale podlasie24 i Kocham Radzyń Podlaski, Katolickie Radio Podlasie, Telewizja Radzyń, Echo Katolickie, Biuletyn Informacyjny Miasta Radzyń oraz Informator Powiatowy.
Jolanta Krasnowska-Dyńka
Data publikacji: 26.03.2024 r.